sobota, 21 lipca 2012

Rozdział 12

BOLESNE WSPOMNIENIA POWRÓCIŁY

  Chwilę później

  Osłupiałam ze zdziwienia. Pierwszy raz ktoś do mnie odezwał  dzisiaj . 
Dziewczyna , która przede mną stała, nie była tak jak inne nastolatki z tej szkoły. 
Miała delikatne rysy twarzy, o blado beżowym odcieniu, a niewielki piegi upiększały jej cerę. Chyba jako jedyna w tym gimnazjum nosiła dredy o kolorze dojrzałego zboża. Ubrana była na czarno, w T-shirt z napisem jakiegoś zespołu metalowego i powycierane jeansy oraz wysokie, niezasznurowane trampki. 
- Yhh...no to głupie uczucie, ale mam nadzieję, że po tygodniu to minie. Tyle dałam sobie na za- 
przyjaźnienie się z nowym otoczeniem i ludźmi - to raczej nie było najlepsza odpowiedź, ale na początek nie najgorsza. Na wszelki wypadek schowałam pamiętnik do plecaka. Najlepiej. żeby nikt nie wiedział, że coś takiego prowadzę, to mogło by przyciągać cudze rączki.
- Hm... nie łatwo się tu zadomowić, jeżeli staniesz na drodze tej żmii Monice. Sądzę, że zdążyłaś już ją osobiście poznać. Mogę się dosiąść? Jestem Martyna, chodzimy razem do klasy.
- Jasne, siadaj. Tak, niestety miałam okazję zapoznać się OSOBIŚCIE z naszą przewodniczącą.
Co z nią jest nie tak?
- Nie wiem, ale czasem powinna się udać do szkolnego pedagoga. Chyba ma jakieś problemy z osobowością-To Jej Wywyższanie Się - Martyna uśmiechnęła się przy tych słowach tajemniczo.
- Tutaj się z tobą mogę zgodzić. Jak na razie nic do niej nie mam, więc istnieje jeszcze nadzieja, 
że ona również nie będzie się czepiać.
- Kiedy tutaj przyszłam na początku tego roku szkolnego, początkowo szukałam znajomości u paczki Moniki, ale to się nie udało. Przecież to  wyższa sfera dla mnie i dla ciebie chyba też. 
Widzę, że jesteś duszą samotnika jak ja i sądzę, że mogłybyśmy się lepiej poznać, jeżeli chcesz.
Cieszyło mnie to, że być może  w końcu znalazłam jakąś normalną koleżankę do towarzystwa.
Nie takie farbowane blondi, jakich tutaj sporo.
- Fajnie, że się poznałyśmy.  
- No, jasne. Dobra chodźmy już, bo zaraz dzwonek, a nasz wf-ista nie lubi spóźnialskich. 
   Polubiłam Martynę może dlatego, że obydwie byłyśmy inne od pozostałych i świetnie się dogadywałyśmy
* * *

    Chyba będę musiała zmienić zdanie. Widać, że kobieta zmienną jest, jeżeli po trzech godzinach czterech godzinach lekcyjnych cofam swoją wcześniejszą opinię. W tym czasie wiele się zdarzyło - spóźniłam się na lekcję, poznałam Martynę, o mało co nie przewaliłam kozła na seksownego w-fistę itd. Będę musiała trochę potrenować, bo moja kondycja fizyczna jest tymczasowo zerowa. Może Kamil zostanie w to podchwytliwie wciągnięty...A właśnie już wcześniej pisałam, że nigdzie nie mogłam go znaleźć, jakby go w ogóle nie było. Wciąż gdzieś znika, co czyni go takim tajemniczym, przystojnym...
    Kurcze, czemu w ogóle tak o nim myślę. No dobra przyznam, że ma w sobie to coś...ale znam go dopiero od paru dni. Już pół godziny czekam na kolejny autobus, bo tak się zagadałyśmy z Martyną, że uciekł mi poprzedni. Przynajmniej mamy wspólne tematy o których mogłybyśmy bez przerwy rozmawiać. Już dawno byłabym w domu, gdybym ruszyła swe zacne cztery litery, ale taka moja natura, że wolałam popisać. 
   Hmm... czasem żałuję, że nie mam rodzeństwa( w  sumie to przez chwilę miałam, ale nikt nie raczył mi o tym powiedzieć). Tak jak Damon i Stefan z Pamiętników Wampirów. Niby się nienawidzą, ale jak przyjdzie co do czego to zawsze pojawia się braterska miłość. Właśnie przez to całe zamieszanie zaniedbałam mój ulubiony serial, trzeba będzie to nadrobić.
- Co tak sama siedzisz? Lekcje na przystanku odrabiasz czy co? 
 Czy wszyscy zawsze muszą mnie straszyć, zachodząc mnie od tyłu??  Tym bardziej Kamil?
- Autobus mi zwiał, a zadania odrabiam w domu -odparłam z lekką ironią w głosie. 
- Czyżby nieudany pierwszy dzień w szkole?
- Zgadujesz, czy usłyszałeś z jakiejś ploteczki na mój temat?
- Czyli mam rację - wcale nie powiedziałam, że ma rację. - Powtarzam, że mogę posiadać nadprzyrodzone zdolności. Aż tak źle było??
- Hmm... nie obyło się bez pechowych i niemiłych sytuacji. Ale tak poza tym to okej.
- Może poprawię ci humor tym - Kamil wyciągną z plecaka tabliczkę mlecznej czekolady i arbuza...
- Co masz zamiar zrobić z tym arbuzem? - zapytałam kompletnie zaskoczona tym widokiem.
- Zobaczysz w domu, to idziemy?
- Ale... ty wiedziałeś, że tu jestem i wszystko przygot... - nie dał mi dojść do słowa tylko gadał jak nakręcony.
- Żadne ale. Po pierwsze ty już u mnie byłaś, teraz moja kolej. Po drugie na pewno chcesz się dowiedzieć, co zrobimy z tym arbuzem- odparł z tym swoim uśmieszkiem.
  W takich uśmieszkach Kamila kryło się coś tajemniczego. Te niewinne uśmiechy sprawiały, że człowiek chciał być dopuszczony do sekretu, a raczej z żartu. 
  Kamil wydawał się zupełnie zadowolony , zatrzymując swoje dowcipne myśli dla siebie. Co było trochę irytujące. Bo skąd miałam mieć pewność, czy nie śmieje się ze mnie?
- No dobra, tata dziś ma późno wrócić z pracy, więc mamy cały dom dla siebie.
   Akuratnie chwilę później podjechał autobus, zabrałam plecak i usiadłam koło Kamila.
* * *
  Jeszce później
- I jak ci się podoba moje dzieło? - Przed sobą ujrzałam kwiat w arbuzie. 
- To jest cudowne. Muszę przyznać, że masz te swoje ukryte zdolności. 

- To tylko jedno z moich umiejętności, potrafię o wiele więcej, niż myślisz. 
  Nagle jego usta znalazły się zaledwie parę centymetrów od moich. 
Byłam oparta o blat stołu kuchennego. Chwilowo zawładnęła mną panika, ale to było silniejsze... Kamil zaczął delikatnie muskać moje drżące wargi. 
Odpowiedziałam tym samym... 

Nagle nasz pocałunek się skończył, dopiero po paru sekundach dotarło do mnie, że ja go przerwałam. 

  Teraz to Kamil był zdezorientowany.  
- Nie, nie powinniśmy - gwałtownie odsunęłam się, nie chciałam teraz patrzeć mu w oczy.
- Tak, przepraszam. Nie wiem co mnie napadło, żeby tak zrobić. 
- Lepiej żebyś już poszedł - tak na prawdę to wcale nie chciałam tego powiedzieć i go odtrącać, ale to wciąż dla mnie trudne. 
- Lena, nie chciałem żeby to...- przerwałam mu w pół zdania.
- Po prostu już idź. 
- Jasne, oczywiście. To do zobaczenia jutro - odprowadziłam go do wyjścia. To nie była jego wina, że tak postąpiłam. Widocznie jeszcze nie skończyłam z przeszłością, a bolesne wspomnienia znów powróciły.




środa, 11 lipca 2012

Rozdział 11

PIERWSZY DZIEŃ W NOWEJ SZKOLE.

Środa 00. 13, 10 października
                       Drogi pamiętniku!
  Zaczęło się! Mamy środę, parę minut po północy,a ja nie mogę dalej spać. Nie wiem czy to przez zdenerwowanie, czy przez księżyc świecący mi w twarz. 
Nie mam pojęcia jak wstanę do szkoły, jeżeli w ogóle jeszcze zasnę.
* * *
    Wygodny strój do szkoły, delikatny makijaż i gotowe. Przed chwilą wraz z tatą zjadłam śniadanie wspólnie przygotowane. Mój plecak był kompletnie wypchany książkami, na szczęście dostałam plan lekcji na dzisiejszy dzień. Nie będę musiała targać tych wszystkich podręczników na raz. Ojciec oświadczył, że niestety nie będzie mógł mnie odwieźć do szkoły, ponieważ jedzie z delegacją do Krakowa z Elizą. 
O wilku mowa, pomyślałam, gdy kobieta weszła do domu. Otrzymałam zapasowe klucze do drzwi, parę drobnych na drugie  śniadanie i bilet autobusowy. Zdążyłam już trochę poznać tutejszą okolicę i wiedziałam gdzie zatrzymuje się bus szkolny. Akurat przystanek znajdował się 
w niedużej odległości od domu. Autobus odjeżdżał o 7.25, więc mogłam jeszcze zamienić słówko z przyjaciółką taty.
 - Co ty właściwie robisz w tej swojej pracy? Nie wyglądasz na osobę siedzącą w papierach i tak zapracowaną jak mój ojciec.
 - I tutaj się mylisz kochana. Jestem pisarką, a twój tata załatwia umowy z księgarniami i wydawnictwami w Krakowie. 
 - Fajne zajęcie, kiedyś pisałam jakieś opowiadania, ale dała sobie z tym spokój. To nie dla mnie.
 - Skąd wiesz, że nie masz daru do pisania, choćby tak jak moja znajoma, która wzbiła fortunę na pisaniu we własnym pamiętniku. - Zainteresowało mnie to lecz zegar w kuchni wskazywał dwadzieścia po i musiałam lecieć na przystanek. 
* * *
   Takie to ja mam szczęście, że zawsze cudem wszędzie zdążam. Budynek umieszczony był w fajnym miejscu. W pobliżu Domu Kultury i rynku. Na parkingu było pusto. Miałam otwierać drzwi główne, gdy...
 - Cześć Lena. - Nagle pojawił się Kamil w rozczochranej fryzurze. - No hej. Musisz mnie tak straszyć, chcesz żebym zawału dostała? 
 - Nie zrobiłabyś mi tego! - Zażartował i zmienił temat. - Przepraszam, że wczoraj tak dziwnie się zachowałem, musiałem u kogoś...coś załatwić...
Chwilę zastanawiałam się o co mu chodziło, ale szybko dałam sobie spokój.
 - Wybaczam ci, ale to ma być ostatni raz.
 - Oczywiście, madame. - Chłopak jak dżentelmen otworzył mi drzwi. 
Wystrój wnętrz był...nie co do przeróbki. Nie zauważyłam żadnych kwiatów na parapecie i w ogóle panowała tak pustka, ale to tylko moje spostrzeżenia. 
 - Zaprowadzę cię do sekretariatu szkolnego, tam dostaniesz cały plan lekcji oraz regulamin szkolny.
Pozwoliłam mu, żeby mnie poprowadził. Moja obecność w szkole przykuwała wiele ciekawskich spojrzeń. Czułam się z tym dziwnie. Chyba wszyscy nowi tak maja na początku w nowej szkole. Miałam ochotę już wyjść stąd, mimo że nie minęło jeszcze piętnaście minut.
* * *
   Na pierwszym piętrze, gdzie znajdowało się parę klas i pokój nauczycielski, było dość ciemno. To pewnie przez ponurą pogodę na zewnątrz. Lena i Kamil szli korytarzem w stronę sekretariatu. dziewczyna raptownie się zatrzymała.
 - Dalej sobie już sama poradzę. 
 - Na pewno? Nam na ciebie zaczekać? Zaprowadziłbym cię do klasy, jeżeli chcesz.
 - Nie, dzięki. Spróbuję się nie zgubić. 
 - Jak chcesz. Jednak gdybyś się zagubiła w naszych skromnych progach, to klasopracownia jest na pierwszy piętrze pod numerem 6. Powodzenia.
- Dzięki za troskę. - Uśmiechnęła się lekko i ruszyła w przeciwną stronę. 
Kroki Kamila szybko ucichły zostawiając po sobie cichy odgłos. Nagle z damskiej ubikacji wyszła jakaś ładna dziewczyna w jej wieku i chłopak...całując się. A może i coś więcej... Na szczęście jej nie dostrzegli, byli wystarczająco zajęci sobą...opierając się o szafki.
Cieszę się teraz, że tutaj jest wystarczająco ciemno, żebym mogła niezauważalnie przedostać się do sekretariatu, pomyślała Lena przesuwając się cicho wzdłuż zimnej ściany. Uff! Udało się, dziewczyna zapukała do drzwi i weszła. Przy niewielkim biurku siedziała sądząc po ubraniu sekretarka, a na fotelu siedziała chyba jakaś nauczycielka. Lena grzecznie się przywitała. Musiała jeszcze raz podać swoje najważniejsze informacje do dziennika klasowego i formalności miała z głowy. Okazało się, że kobieta siedząca w sekretariacie będzie jej wychowawczynią. Lena poszła za nią do klasy, gdzie miała spędzić godzinę wychowawczą. Takie lekcje w tej szkole odbywały się dwa razy w tygodniu, w poniedziałki i środy. Nowa uczennica wymieniła parę zdań ze swoją nauczycielką, panią Wołosz. Jednak dalsza rozmowa się nie kleiła, więc szły w milczeniu. Aby dojść do klasy musiały przebyć schody i trochę zatłoczony korytarz. Kiedy dotarły pod klasę zadzwonił dzwonek na pierwsza lekcje. Lena weszła jak pozostali chwilowo nie wiedząc co ma zrobić, brakowało jej obecności Kamila, ale jego nie mogło tu być. Usiadłam w przedostatniej ławce od okna, wszyscy siedzieli oddzielnie, więc nie miała problemu z namyślaniem się do kogo ma się przysiąść.
 - Dzień dobry. - Zaczęła pani Wołosz wstając od swojego stolika. Lena widząc, ze inni wstają zrobiła to samo. Tak wyglądało tutejsze witanie się z nauczycielami na lekcjach. 
 - Leno podejdź tu. - Ruszyła do tablicy. Reszta uczniów już usiadła w ławkach, przyglądając się jej teraz z zaciekawieniem i cichymi rozmowami miedzy sobą.
 - To jest wasza nowa koleżanka, Lena Kowalewicz. Opowiedz coś nam o sobie.
 - Więc...Przeprowadziłam się tutaj z Krakowa. Lubię poznawać nowych ludzi i mam nadzieję, że tu znajdę znajomych. Moje hobby to fotografia i przedmioty przyrodnicze. Nie wiem co mogłabym jeszcze powiedzieć na swój temat. 
 - To wystarczy, chyba zainteresowałaś tą krótką wypowiedzią swoich rówieśników, bo jakimś cudem ucichli. Dziękuję możesz już siadać, zostań jeszcze chwilkę po tej lekcji w klasie.
Lekko zawstydzona ruszyłam do swojej ławki, po drodze napotykając życzliwe i złośliwe uśmiechy. Dopiero teraz  zauważyłam dziewczynę z korytarza...która miała szyderszą minę . Znałam z poprzedniej szkoły, nie zapowiadało się to mile. Po paru minutach zabrzmiał głośny dzwonek. Nauczycielka przypomniała mi, że może mogę skorzystać z dodatkowych lekcji, ponieważ w poprzedniej klasie nie miałam zbyt dobrych ocen. Byłam trochę tym zaskoczona, ale kobieta zdawała się być dla miała, więc jej grzecznie odmówiłam.
 - Dziękuję, ale poradzę sobie z nauką sama, jeżeli będę miała z tym jakieś problemy to chętnie skorzystam z tych zajęć. 
 - Aha i jeszcze jedno. Przewodnicząca klasy, Monika zgodziła się oprowadzić cię troszkę po szkole. 
 To znowu ta dziewczyna, ona mnie prześladuje. I ten jej uśmieszek, pomyślałam sa, ale nie mogłam odmówić. Było by to niestosowne w takiej sytuacji.
 - Z miłą chęcią, fajnie będzie lepiej poznać tą szkołę, z kimś kto ją dobrze zna. Możemy zacząć nawet teraz, jest długa przerwa obiadowa. - Przy ostatnim zdaniu zwróciłam się do Moniki. Dziewczyna pożegnała się z panią Wołosz i wyszła z klasy. Ta Monika rozmawiała z nią tak jakby od niechcenia lub ze zwykłą grzeczności. Zatrzymałyśmy się przy klasopracowni języka polskiego, gdzie nikogo nie było.
 - Dobra Leno, czy jak ci tam na imię. Sprawa wygląda tak. Teraz wszystko parę dni będzie się kręciło kurwa wokół ciebie, bo przyszłaś tu w środku roku i narobiłaś trochę zamieszania. Niestety masz dużego pecha, ponieważ ja tutaj rządzę w klasie, i w szkole. Wszystko jest po mojemu, więc lepiej się do tego dostosuj, bo inaczej czeka cię niezła jazda. 
 - Posłuchaj - gwałtownie powiedziałam - dopiero co tu przyszłam i nie szukam kłopotów. Ale nic nie mogę poradzić na to, że zakłóciła twój święty spokój.
Oczy Moniki zmieniły się w szparki, a delikatne usta zacisnęły się mocno. Poczułam ucisk w żołądku i zaczęłam szukać drogi ucieczki. A  wtedy nagle na twarzy dziewczyny rozjaśnił się uśmiech. Monika stała się słodką, miłą blondyneczką. 

- Świetnie, czyli się rozumiemy. 
,,Jeśli coś mam rozumieć, to  chyba jedynie, że ty powinnaś się leczyć na głowę, a nie oprowadzać nowych uczniów po szkole'', pomyślałam, ale na szczęście umiem trzymać jeżyk za zębami. Musiałam pośpieszyć się na lekcje, ale niestety nie trafiła do swojej klasy, gdyż Monika zniknęła mi z oczu i nie wiedziała gdzie iść. Błąkałam się chwilę po korytarzu nie wiedząc, co  zrobić. W końcu zniecierpliwiona usiadłam na ławce. Uznałam, że zaczekam aż ta lekcja się skończy i potem jakość trafię na kolejną lekcję. Niebawem zadzwonił dzwonek i udało mi się znaleźć swoją klasę. Czas szybko minął i nadeszła 20 minutowa przerwa obiadowa. Nie miałam co robić, więc wyszłam na podwórko szkolne.
                                    
                                              Kochany Pamiętniczku!
 Nie jest tak źle jak myślała, jest jeszcze gorzej. Z taką wpadką na początek  to ja długo nie pociągnę. Wszyscy uznają mnie za kompletną idiotkę. Czy bycie nowy musi być takie beznadziejne?! Chcę tylko, żeby ktoś ze mną normalnie porozmawiał, a nie szemrał na mój temat myśląc, że ja głucha jestem...

 - Współczuję ci trochę to raczej nie fajne uczucie być nową osobą w nieznanym miejscu. - Usłyszałam za sobą dziewczęcy głos...
_______________________
 Przepraszam, że tak długo zwlekałam z nowym rozdziałem, ale jakoś nie mogłam się z tym zebrać, ale napisałam. I mam nadzieję, że się spodoba.
Proszę o więcej komków.