piątek, 24 sierpnia 2012

Rozdział 14

CALL ME, MAYBE.

Czwartek, 11 października
- Lena, wstawaj. Podrzucę cię do szkoły, żebyś nie musiała czekać na autobus. Tylko się pośpiesz. 
- Że co niby?? Nie chce do szkoły!! - mamrotałam jeszcze na pół śpiąca. 
 Czułam się śpiąca, mimo że zasnęłam  wcześnie. 

Zwleczenie się z łóżka było codzienną męczarnią. Założyłam coś na siebie i pognałam do łazienki.
W radiu leciała jakoś piosenka smutna piosenka. Zeszłam do kuchni
Tata parzył kawę zbożową. W brzuchu mi burczało z głodu. Pierwszą czynnością, która zrobiłam było w przenośni( i dosłownie)rzucenie się na kanapki z nutella. Jak dobrze było poczuć coś smacznego, do tego czekoladowego w ustach.                                                                                                                                                                                                                   - A dzień dobry. Widzę, że smakuję - tata chyba zauważył moja obecność. Przełknęłam ostatni kęs i się przywitałam. Musiałam mu opowiedzieć o dniu w nowej szkole, bo wczoraj niby nie chciał mi przeszkadzać przy odrabianiu lekcji , więc powiedziałam co nie co...
- Był wczoraj u ciebie ktoś , bo widziałem zostawione dwie szklanki po coca-coli i talerzyki.
Kurcze, jeszcze tego mi brakowało do szczęścia,  pomyślałam.
- Przyszła koleżanka i zapomniałam później posprzątać - nie wiem czemu Kamila utrzymywałam w tajemnicy przed tatą i innymi.
- Aha, ok. Dobrze, że znalazłaś sobie już jakieś koleżanki. 
  Wypiłam herbatę i wskoczyłam do pokoju po plecak i do łazienki umyć zęby...

W szkole
  W szkole powinny być przejścia, żeby można było kryć się przed osobami, których nie chce lub w moim przypadku boi się spotkać. Unikanie Kamila, sprawiło mi problemy, ponieważ był wszędzie. Dzisiaj jak na złość widywałam go na każdej przerwie.

Na matematyce
  Zrobiłam wszystkie zadania powtórkowe po temacie, a reszta klasy jeszcze to robi, ale nie będę się przechwalać. Po prostu te wszystkie obliczenia zaczęły sprawiać mi przyjemność i piszę sobie teraz w pamiętniku. Przesiadłam się do Martyny, bo tylko na l. wychowawczej i j. angielskim musimy siedzieć oddzielnie. Oczywiście obydwie tego chciałyśmy, nie żebym się komuś do ławki wpychała.

Po lekcjach
  No i się porobiło...pech mnie nigdy nie opuści.
Wpadłam na Kamila przed ostatnią lekcją<angielski>, a na ucieczkę było już za późno. 
- W końcu cię znalazłem, cały czas się gdzieś przede mną chowasz.
- W cale się nie chowam, tylko ty nie umiesz szukać  - próbowałam się odszczekać, ale marnie mi to wyszło.
- No jasne. Na każdej przerwie cię szukałem wszędzie, a ty w WC się chowałaś. Obraziłaś się?
- Może się obraziłam, może nie - rzuciłam mu złośliwe spojrzenie, ale jego spojrzenie każdego by onieśmieliło.
- No dobra, niech ci będzie z tym chowaniem się. A w jakiej sprawie mnie szukasz?
- Chcę porozmawiać o wczoraj... o naszym pocałunku. 
- O nie, nie. To nie był pocałunek, ty tylko mnie całowałeś, bez wzajemności. Na taki to trzeba zasłużyć.

- Jak chcesz, ale może kiedyś zasłużę. Przepraszam, że cię wczoraj pocałowałem. Nie zrobię tego więcej, jeżeli nie chcesz, tylko się nie obrażaj. Zaczniemy od nowa, pójdziemy na te stare tory gdzie się poznaliśmy i jeszcze raz się poznamy. 
- No dobra, nie wygłupiaj się. Wybaczam ci i się nie obrażę<na razie>Ale się pilnuj.
- Ma się rozumieć i dziękuję. To do jutra, ja już skończyłem i do domu idę. 
- Ok, to na razie - Ruszyłam na lekcję, kiedy zatrzymał mnie jego głos.
- Lena, opuściłaś zeszyt - Podbiegł i podał mi zgubę. Na jego twarzy malował się ten tajemniczy uśmieszek. Znowu pozbawił mnie tchu.
- Dzięki.
  Na lekcji angielskiego byłoby normalnie, ale w zeszycie znalazłam niewielką karteczkę z numerem telefonu kom. i podpisem. Nie trudno było się domyślić skąd ona się wzięła... 
               
                                   668316573 
                                 Call me, maybe;]

_______________
 Podoba się??? Piszcie w komentarzach co myślicie, to mnie motywuje do dalszego pisania. 
WWP Caroline
P.S Zapraszam na mojego nowego bloga, tym razem w własną, amatorską fotografią.



  

czwartek, 23 sierpnia 2012

Rozdział 13

...JESTEM CHOLERNIE PECHOWA I TYLE.

Wieczorem
 Dzisiaj tyle się wydarzyło, że czas upłynął mi niezwykle szybko. Kamil wyszedł około osiemnastej. Od tej pory w domu panowała cisza.
 i długopisem w dłoni, i rozmyślam o nim oraz o tym całym popołudniowym wydarzeniu. Przecież ja go nawet nie lubię, jednak nie mogę złapać tchu za każdym razem gdy się spotkamy. I jeszcze do tego ten pocałunek, który nie powinien mieć miejsca, ale wyszło jak wyszło. Cóż po prostu jestem cholernie pechowa i tyle. Jak ja teraz pokarzę się mu w szkole??
- Czemu ja właściwie się o to obwiniam, przecież to on zaczął mnie całować. Mógł tego nie robić. - powiedziałam do siebie. 
   Postanowiłam zająć się czymś ważniejszym, tylko że on też w jakimś stopniu był dla mnie ważny. I to jeszcze bardziej wszystko komplikowało. Rozglądając się po pokoju przypomniałam sobie o zadaniach domowych, więc wzięłam się do roboty. Nie było to jednak łatwe, bo co chwilę odrywałam się od zeszytów, żeby zapisać coś w pamiętniku, bo myśli wciąż kłębiły się wkoło jednego...
  Trzy główne powody, dla których nie mogę przestać myśleć o Kamilu i tym jak go potraktowałam
 ( przez to nie potrafię się skupić na rozwiązaniu równania  4y - 34= 27y + 5y - 10)
3. Ciągle się obwiniam.
2. Moje rozmyślenia i nauka nie idą ze sobą w parze, więc zajęłam się tym pierwszym.
1. On ma takie cudowne usta.
  
  Zadania z matmy okazały się dość proste, ale robiłam je w ślimaczym tempie.                                                                                                                  Cała ta algebra - to nie dla mnie, chociaż idzie mi z nią o niebo lepiej niż w starej szkole. Tutaj ten system nauczania jest trochę dziwny, jakbyśmy przez cały rok robili to samo(przynajmniej z matematyki). W sumie to korzyść dla mnie, bo będę mogła dzięki temu nadrobić zaległości i może nawet poprawić oceny, bo na razie to z nimi ciężko. Zostały mi jeszcze zadania z niemieckiego(którego kompletnie nie ogarniam).
Z j.polskiego mamy napisać  krótką wypowiedź z uzasadnieniem na jeden z trzech tematów, ale to dopiero na poniedziałek, więc mam czas lepiej się zastanowić. Chyba wybiorę ostatni przykład:
              Czy warto czytać? 

- No w końcu. Teraz tylko trzeba upchać te książki do plecak, a pamiętnik to już zapakuję rano( jeśli nie zapomnę).
Jednak mój plecak okazał się trochę mały i ledwie go zasunęłam. Trzeba będzie jutro namówić tatę na nowy. No właśnie, nawet nie słyszałam kiedy przyszedł, ale na pewno był już w domu, bo chyba coś przyrządzał w kuchni. Budzik na stoliku wskazywał 19:56, w sumie byłam głodna, ale zmęczenie było silniejsze. Wycieńczona całym dniem wskoczyłam na łóżko( w piżamie) i już mi się nawet pisać nie chciało. 
____________________
  Bardzo was przepraszam, że tak długo nie pisałam nic na blogu, ale na obozie harcerskim była i jeszcze do tego sprawy rodzinne miałam i po prostu kompletnie nie miałam czasu. Niemal w cale w ostatnim czasie nie było mnie w domu. Teraz już na szczęście jestem. Proszę  o duzio komentarzy, bo mam już dla was kolejny post w zapasie;]

sobota, 21 lipca 2012

Rozdział 12

BOLESNE WSPOMNIENIA POWRÓCIŁY

  Chwilę później

  Osłupiałam ze zdziwienia. Pierwszy raz ktoś do mnie odezwał  dzisiaj . 
Dziewczyna , która przede mną stała, nie była tak jak inne nastolatki z tej szkoły. 
Miała delikatne rysy twarzy, o blado beżowym odcieniu, a niewielki piegi upiększały jej cerę. Chyba jako jedyna w tym gimnazjum nosiła dredy o kolorze dojrzałego zboża. Ubrana była na czarno, w T-shirt z napisem jakiegoś zespołu metalowego i powycierane jeansy oraz wysokie, niezasznurowane trampki. 
- Yhh...no to głupie uczucie, ale mam nadzieję, że po tygodniu to minie. Tyle dałam sobie na za- 
przyjaźnienie się z nowym otoczeniem i ludźmi - to raczej nie było najlepsza odpowiedź, ale na początek nie najgorsza. Na wszelki wypadek schowałam pamiętnik do plecaka. Najlepiej. żeby nikt nie wiedział, że coś takiego prowadzę, to mogło by przyciągać cudze rączki.
- Hm... nie łatwo się tu zadomowić, jeżeli staniesz na drodze tej żmii Monice. Sądzę, że zdążyłaś już ją osobiście poznać. Mogę się dosiąść? Jestem Martyna, chodzimy razem do klasy.
- Jasne, siadaj. Tak, niestety miałam okazję zapoznać się OSOBIŚCIE z naszą przewodniczącą.
Co z nią jest nie tak?
- Nie wiem, ale czasem powinna się udać do szkolnego pedagoga. Chyba ma jakieś problemy z osobowością-To Jej Wywyższanie Się - Martyna uśmiechnęła się przy tych słowach tajemniczo.
- Tutaj się z tobą mogę zgodzić. Jak na razie nic do niej nie mam, więc istnieje jeszcze nadzieja, 
że ona również nie będzie się czepiać.
- Kiedy tutaj przyszłam na początku tego roku szkolnego, początkowo szukałam znajomości u paczki Moniki, ale to się nie udało. Przecież to  wyższa sfera dla mnie i dla ciebie chyba też. 
Widzę, że jesteś duszą samotnika jak ja i sądzę, że mogłybyśmy się lepiej poznać, jeżeli chcesz.
Cieszyło mnie to, że być może  w końcu znalazłam jakąś normalną koleżankę do towarzystwa.
Nie takie farbowane blondi, jakich tutaj sporo.
- Fajnie, że się poznałyśmy.  
- No, jasne. Dobra chodźmy już, bo zaraz dzwonek, a nasz wf-ista nie lubi spóźnialskich. 
   Polubiłam Martynę może dlatego, że obydwie byłyśmy inne od pozostałych i świetnie się dogadywałyśmy
* * *

    Chyba będę musiała zmienić zdanie. Widać, że kobieta zmienną jest, jeżeli po trzech godzinach czterech godzinach lekcyjnych cofam swoją wcześniejszą opinię. W tym czasie wiele się zdarzyło - spóźniłam się na lekcję, poznałam Martynę, o mało co nie przewaliłam kozła na seksownego w-fistę itd. Będę musiała trochę potrenować, bo moja kondycja fizyczna jest tymczasowo zerowa. Może Kamil zostanie w to podchwytliwie wciągnięty...A właśnie już wcześniej pisałam, że nigdzie nie mogłam go znaleźć, jakby go w ogóle nie było. Wciąż gdzieś znika, co czyni go takim tajemniczym, przystojnym...
    Kurcze, czemu w ogóle tak o nim myślę. No dobra przyznam, że ma w sobie to coś...ale znam go dopiero od paru dni. Już pół godziny czekam na kolejny autobus, bo tak się zagadałyśmy z Martyną, że uciekł mi poprzedni. Przynajmniej mamy wspólne tematy o których mogłybyśmy bez przerwy rozmawiać. Już dawno byłabym w domu, gdybym ruszyła swe zacne cztery litery, ale taka moja natura, że wolałam popisać. 
   Hmm... czasem żałuję, że nie mam rodzeństwa( w  sumie to przez chwilę miałam, ale nikt nie raczył mi o tym powiedzieć). Tak jak Damon i Stefan z Pamiętników Wampirów. Niby się nienawidzą, ale jak przyjdzie co do czego to zawsze pojawia się braterska miłość. Właśnie przez to całe zamieszanie zaniedbałam mój ulubiony serial, trzeba będzie to nadrobić.
- Co tak sama siedzisz? Lekcje na przystanku odrabiasz czy co? 
 Czy wszyscy zawsze muszą mnie straszyć, zachodząc mnie od tyłu??  Tym bardziej Kamil?
- Autobus mi zwiał, a zadania odrabiam w domu -odparłam z lekką ironią w głosie. 
- Czyżby nieudany pierwszy dzień w szkole?
- Zgadujesz, czy usłyszałeś z jakiejś ploteczki na mój temat?
- Czyli mam rację - wcale nie powiedziałam, że ma rację. - Powtarzam, że mogę posiadać nadprzyrodzone zdolności. Aż tak źle było??
- Hmm... nie obyło się bez pechowych i niemiłych sytuacji. Ale tak poza tym to okej.
- Może poprawię ci humor tym - Kamil wyciągną z plecaka tabliczkę mlecznej czekolady i arbuza...
- Co masz zamiar zrobić z tym arbuzem? - zapytałam kompletnie zaskoczona tym widokiem.
- Zobaczysz w domu, to idziemy?
- Ale... ty wiedziałeś, że tu jestem i wszystko przygot... - nie dał mi dojść do słowa tylko gadał jak nakręcony.
- Żadne ale. Po pierwsze ty już u mnie byłaś, teraz moja kolej. Po drugie na pewno chcesz się dowiedzieć, co zrobimy z tym arbuzem- odparł z tym swoim uśmieszkiem.
  W takich uśmieszkach Kamila kryło się coś tajemniczego. Te niewinne uśmiechy sprawiały, że człowiek chciał być dopuszczony do sekretu, a raczej z żartu. 
  Kamil wydawał się zupełnie zadowolony , zatrzymując swoje dowcipne myśli dla siebie. Co było trochę irytujące. Bo skąd miałam mieć pewność, czy nie śmieje się ze mnie?
- No dobra, tata dziś ma późno wrócić z pracy, więc mamy cały dom dla siebie.
   Akuratnie chwilę później podjechał autobus, zabrałam plecak i usiadłam koło Kamila.
* * *
  Jeszce później
- I jak ci się podoba moje dzieło? - Przed sobą ujrzałam kwiat w arbuzie. 
- To jest cudowne. Muszę przyznać, że masz te swoje ukryte zdolności. 

- To tylko jedno z moich umiejętności, potrafię o wiele więcej, niż myślisz. 
  Nagle jego usta znalazły się zaledwie parę centymetrów od moich. 
Byłam oparta o blat stołu kuchennego. Chwilowo zawładnęła mną panika, ale to było silniejsze... Kamil zaczął delikatnie muskać moje drżące wargi. 
Odpowiedziałam tym samym... 

Nagle nasz pocałunek się skończył, dopiero po paru sekundach dotarło do mnie, że ja go przerwałam. 

  Teraz to Kamil był zdezorientowany.  
- Nie, nie powinniśmy - gwałtownie odsunęłam się, nie chciałam teraz patrzeć mu w oczy.
- Tak, przepraszam. Nie wiem co mnie napadło, żeby tak zrobić. 
- Lepiej żebyś już poszedł - tak na prawdę to wcale nie chciałam tego powiedzieć i go odtrącać, ale to wciąż dla mnie trudne. 
- Lena, nie chciałem żeby to...- przerwałam mu w pół zdania.
- Po prostu już idź. 
- Jasne, oczywiście. To do zobaczenia jutro - odprowadziłam go do wyjścia. To nie była jego wina, że tak postąpiłam. Widocznie jeszcze nie skończyłam z przeszłością, a bolesne wspomnienia znów powróciły.




środa, 11 lipca 2012

Rozdział 11

PIERWSZY DZIEŃ W NOWEJ SZKOLE.

Środa 00. 13, 10 października
                       Drogi pamiętniku!
  Zaczęło się! Mamy środę, parę minut po północy,a ja nie mogę dalej spać. Nie wiem czy to przez zdenerwowanie, czy przez księżyc świecący mi w twarz. 
Nie mam pojęcia jak wstanę do szkoły, jeżeli w ogóle jeszcze zasnę.
* * *
    Wygodny strój do szkoły, delikatny makijaż i gotowe. Przed chwilą wraz z tatą zjadłam śniadanie wspólnie przygotowane. Mój plecak był kompletnie wypchany książkami, na szczęście dostałam plan lekcji na dzisiejszy dzień. Nie będę musiała targać tych wszystkich podręczników na raz. Ojciec oświadczył, że niestety nie będzie mógł mnie odwieźć do szkoły, ponieważ jedzie z delegacją do Krakowa z Elizą. 
O wilku mowa, pomyślałam, gdy kobieta weszła do domu. Otrzymałam zapasowe klucze do drzwi, parę drobnych na drugie  śniadanie i bilet autobusowy. Zdążyłam już trochę poznać tutejszą okolicę i wiedziałam gdzie zatrzymuje się bus szkolny. Akurat przystanek znajdował się 
w niedużej odległości od domu. Autobus odjeżdżał o 7.25, więc mogłam jeszcze zamienić słówko z przyjaciółką taty.
 - Co ty właściwie robisz w tej swojej pracy? Nie wyglądasz na osobę siedzącą w papierach i tak zapracowaną jak mój ojciec.
 - I tutaj się mylisz kochana. Jestem pisarką, a twój tata załatwia umowy z księgarniami i wydawnictwami w Krakowie. 
 - Fajne zajęcie, kiedyś pisałam jakieś opowiadania, ale dała sobie z tym spokój. To nie dla mnie.
 - Skąd wiesz, że nie masz daru do pisania, choćby tak jak moja znajoma, która wzbiła fortunę na pisaniu we własnym pamiętniku. - Zainteresowało mnie to lecz zegar w kuchni wskazywał dwadzieścia po i musiałam lecieć na przystanek. 
* * *
   Takie to ja mam szczęście, że zawsze cudem wszędzie zdążam. Budynek umieszczony był w fajnym miejscu. W pobliżu Domu Kultury i rynku. Na parkingu było pusto. Miałam otwierać drzwi główne, gdy...
 - Cześć Lena. - Nagle pojawił się Kamil w rozczochranej fryzurze. - No hej. Musisz mnie tak straszyć, chcesz żebym zawału dostała? 
 - Nie zrobiłabyś mi tego! - Zażartował i zmienił temat. - Przepraszam, że wczoraj tak dziwnie się zachowałem, musiałem u kogoś...coś załatwić...
Chwilę zastanawiałam się o co mu chodziło, ale szybko dałam sobie spokój.
 - Wybaczam ci, ale to ma być ostatni raz.
 - Oczywiście, madame. - Chłopak jak dżentelmen otworzył mi drzwi. 
Wystrój wnętrz był...nie co do przeróbki. Nie zauważyłam żadnych kwiatów na parapecie i w ogóle panowała tak pustka, ale to tylko moje spostrzeżenia. 
 - Zaprowadzę cię do sekretariatu szkolnego, tam dostaniesz cały plan lekcji oraz regulamin szkolny.
Pozwoliłam mu, żeby mnie poprowadził. Moja obecność w szkole przykuwała wiele ciekawskich spojrzeń. Czułam się z tym dziwnie. Chyba wszyscy nowi tak maja na początku w nowej szkole. Miałam ochotę już wyjść stąd, mimo że nie minęło jeszcze piętnaście minut.
* * *
   Na pierwszym piętrze, gdzie znajdowało się parę klas i pokój nauczycielski, było dość ciemno. To pewnie przez ponurą pogodę na zewnątrz. Lena i Kamil szli korytarzem w stronę sekretariatu. dziewczyna raptownie się zatrzymała.
 - Dalej sobie już sama poradzę. 
 - Na pewno? Nam na ciebie zaczekać? Zaprowadziłbym cię do klasy, jeżeli chcesz.
 - Nie, dzięki. Spróbuję się nie zgubić. 
 - Jak chcesz. Jednak gdybyś się zagubiła w naszych skromnych progach, to klasopracownia jest na pierwszy piętrze pod numerem 6. Powodzenia.
- Dzięki za troskę. - Uśmiechnęła się lekko i ruszyła w przeciwną stronę. 
Kroki Kamila szybko ucichły zostawiając po sobie cichy odgłos. Nagle z damskiej ubikacji wyszła jakaś ładna dziewczyna w jej wieku i chłopak...całując się. A może i coś więcej... Na szczęście jej nie dostrzegli, byli wystarczająco zajęci sobą...opierając się o szafki.
Cieszę się teraz, że tutaj jest wystarczająco ciemno, żebym mogła niezauważalnie przedostać się do sekretariatu, pomyślała Lena przesuwając się cicho wzdłuż zimnej ściany. Uff! Udało się, dziewczyna zapukała do drzwi i weszła. Przy niewielkim biurku siedziała sądząc po ubraniu sekretarka, a na fotelu siedziała chyba jakaś nauczycielka. Lena grzecznie się przywitała. Musiała jeszcze raz podać swoje najważniejsze informacje do dziennika klasowego i formalności miała z głowy. Okazało się, że kobieta siedząca w sekretariacie będzie jej wychowawczynią. Lena poszła za nią do klasy, gdzie miała spędzić godzinę wychowawczą. Takie lekcje w tej szkole odbywały się dwa razy w tygodniu, w poniedziałki i środy. Nowa uczennica wymieniła parę zdań ze swoją nauczycielką, panią Wołosz. Jednak dalsza rozmowa się nie kleiła, więc szły w milczeniu. Aby dojść do klasy musiały przebyć schody i trochę zatłoczony korytarz. Kiedy dotarły pod klasę zadzwonił dzwonek na pierwsza lekcje. Lena weszła jak pozostali chwilowo nie wiedząc co ma zrobić, brakowało jej obecności Kamila, ale jego nie mogło tu być. Usiadłam w przedostatniej ławce od okna, wszyscy siedzieli oddzielnie, więc nie miała problemu z namyślaniem się do kogo ma się przysiąść.
 - Dzień dobry. - Zaczęła pani Wołosz wstając od swojego stolika. Lena widząc, ze inni wstają zrobiła to samo. Tak wyglądało tutejsze witanie się z nauczycielami na lekcjach. 
 - Leno podejdź tu. - Ruszyła do tablicy. Reszta uczniów już usiadła w ławkach, przyglądając się jej teraz z zaciekawieniem i cichymi rozmowami miedzy sobą.
 - To jest wasza nowa koleżanka, Lena Kowalewicz. Opowiedz coś nam o sobie.
 - Więc...Przeprowadziłam się tutaj z Krakowa. Lubię poznawać nowych ludzi i mam nadzieję, że tu znajdę znajomych. Moje hobby to fotografia i przedmioty przyrodnicze. Nie wiem co mogłabym jeszcze powiedzieć na swój temat. 
 - To wystarczy, chyba zainteresowałaś tą krótką wypowiedzią swoich rówieśników, bo jakimś cudem ucichli. Dziękuję możesz już siadać, zostań jeszcze chwilkę po tej lekcji w klasie.
Lekko zawstydzona ruszyłam do swojej ławki, po drodze napotykając życzliwe i złośliwe uśmiechy. Dopiero teraz  zauważyłam dziewczynę z korytarza...która miała szyderszą minę . Znałam z poprzedniej szkoły, nie zapowiadało się to mile. Po paru minutach zabrzmiał głośny dzwonek. Nauczycielka przypomniała mi, że może mogę skorzystać z dodatkowych lekcji, ponieważ w poprzedniej klasie nie miałam zbyt dobrych ocen. Byłam trochę tym zaskoczona, ale kobieta zdawała się być dla miała, więc jej grzecznie odmówiłam.
 - Dziękuję, ale poradzę sobie z nauką sama, jeżeli będę miała z tym jakieś problemy to chętnie skorzystam z tych zajęć. 
 - Aha i jeszcze jedno. Przewodnicząca klasy, Monika zgodziła się oprowadzić cię troszkę po szkole. 
 To znowu ta dziewczyna, ona mnie prześladuje. I ten jej uśmieszek, pomyślałam sa, ale nie mogłam odmówić. Było by to niestosowne w takiej sytuacji.
 - Z miłą chęcią, fajnie będzie lepiej poznać tą szkołę, z kimś kto ją dobrze zna. Możemy zacząć nawet teraz, jest długa przerwa obiadowa. - Przy ostatnim zdaniu zwróciłam się do Moniki. Dziewczyna pożegnała się z panią Wołosz i wyszła z klasy. Ta Monika rozmawiała z nią tak jakby od niechcenia lub ze zwykłą grzeczności. Zatrzymałyśmy się przy klasopracowni języka polskiego, gdzie nikogo nie było.
 - Dobra Leno, czy jak ci tam na imię. Sprawa wygląda tak. Teraz wszystko parę dni będzie się kręciło kurwa wokół ciebie, bo przyszłaś tu w środku roku i narobiłaś trochę zamieszania. Niestety masz dużego pecha, ponieważ ja tutaj rządzę w klasie, i w szkole. Wszystko jest po mojemu, więc lepiej się do tego dostosuj, bo inaczej czeka cię niezła jazda. 
 - Posłuchaj - gwałtownie powiedziałam - dopiero co tu przyszłam i nie szukam kłopotów. Ale nic nie mogę poradzić na to, że zakłóciła twój święty spokój.
Oczy Moniki zmieniły się w szparki, a delikatne usta zacisnęły się mocno. Poczułam ucisk w żołądku i zaczęłam szukać drogi ucieczki. A  wtedy nagle na twarzy dziewczyny rozjaśnił się uśmiech. Monika stała się słodką, miłą blondyneczką. 

- Świetnie, czyli się rozumiemy. 
,,Jeśli coś mam rozumieć, to  chyba jedynie, że ty powinnaś się leczyć na głowę, a nie oprowadzać nowych uczniów po szkole'', pomyślałam, ale na szczęście umiem trzymać jeżyk za zębami. Musiałam pośpieszyć się na lekcje, ale niestety nie trafiła do swojej klasy, gdyż Monika zniknęła mi z oczu i nie wiedziała gdzie iść. Błąkałam się chwilę po korytarzu nie wiedząc, co  zrobić. W końcu zniecierpliwiona usiadłam na ławce. Uznałam, że zaczekam aż ta lekcja się skończy i potem jakość trafię na kolejną lekcję. Niebawem zadzwonił dzwonek i udało mi się znaleźć swoją klasę. Czas szybko minął i nadeszła 20 minutowa przerwa obiadowa. Nie miałam co robić, więc wyszłam na podwórko szkolne.
                                    
                                              Kochany Pamiętniczku!
 Nie jest tak źle jak myślała, jest jeszcze gorzej. Z taką wpadką na początek  to ja długo nie pociągnę. Wszyscy uznają mnie za kompletną idiotkę. Czy bycie nowy musi być takie beznadziejne?! Chcę tylko, żeby ktoś ze mną normalnie porozmawiał, a nie szemrał na mój temat myśląc, że ja głucha jestem...

 - Współczuję ci trochę to raczej nie fajne uczucie być nową osobą w nieznanym miejscu. - Usłyszałam za sobą dziewczęcy głos...
_______________________
 Przepraszam, że tak długo zwlekałam z nowym rozdziałem, ale jakoś nie mogłam się z tym zebrać, ale napisałam. I mam nadzieję, że się spodoba.
Proszę o więcej komków.








piątek, 29 czerwca 2012

Rozdział 10

NIE WIADOMO, CO PRZYNIESIE JUTRO.

 Jeszcze później
  Nie, żebym kochała szkołę, ale parę dni bez niej to istny koszmar. Chyba jeszcze nigdy się tak nie nudziłam w ciągu dnia, jak dzisiaj. 
  Wieczorny zachód słońca przecinał wiosenne niebo kolorem złotych zbóż i bladą pomarańczą, przy ziemi unosiła się śnieżno-błękitna mgła. Siedziałam na parapecie obserwując to ciekawe, fascynujące zjawisko. Przypomniałam sobie moment, w którym pierwszy raz weszłam do szkoły. Zupełnie jakbym przerzucała strony pamiętnika, zatrzymując się co jakiś czas przy jakimś wpisie. Pamiętałam  swoje zdenerwowanie i lekki strach przed spotkaniem z uczniami i wychowawczynią. 
W pamięci utkwiło mi, jak pewnego razu w trzeciej klasie podstawówki, pani zadała nam opisanie na kartce  swój najwspanialszy dzień. Napisałam o tym, jak tata zabrał mnie do Wesołego Miasteczka i jeździliśmy na karuzeli. Od tego właśnie wydarzenia zaczęłam prowadzić pamiętnik. To był zwykły stu kartkowy zeszyt z grubą okładką znaleziony na
półce sklepu ze starociami na jednym z osiedli krakowskich, ale świetnie nadawał się na notes, więc go kupiłam. Na początku wręcz roiło się tam od błędów ortograficznych i interpunkcyjnych, ale z czasem poprawił się mój styl pisania i nie miałam już z tym problemów. 
Chyba nawet w czwartej klasie zostałam mistrzem klasy w Konkursie Ortograficznym,
ale mniejsza z tym.
Moje myśli krążyły wokół jutrzejszego dnia. Czekało na mnie nowe wyzwanie, uporać się z pierwszym tygodniem uczęszczania do tutejszego gimnazjum, bo tyle sobie dałam na zapoznanie  się z ludźmi z klasy i szkoły. Nie miałam pojęcia co mnie tam zastanie. Czy znajdę prawdziwych przyjaciół, czy raczej wrogów.Jak na razie z trudem mi szło zawiązywanie znajomości, gdyż oprócz Elizy i Kamila nie znam tu nikogo. 
Właśnie Kamil! Ciekawe co teraz robi, po jego dzisiejszym zachowaniu można było wywnioskować,
że to był dla niego bardzo pracowity dzień, pomyślałam. Zrobiło się ciemniej, na niebie zaczynał lśnić rogalik księżyca. Od jakiegoś czasu polubiłam nocne życie. Otworzyłam okno, żeby było lepiej widać. 


 

    
 Kiedyś nawet interesowałam mnie astronomia. Zdarzało mi się wymykać z domu na dach bloku, żeby oglądać nieboskłon. Na pamięć znałam najpospolitsze gwiazdy, a niektórym sama nadawałam nazwy. Jedna otrzymała imię mojej babci. 
    Zmarła kiedy miałam nie całe pięć lat, nie pamiętałam jej za dobrze, ale była na prawdę niezwykłym człowiekiem. Kochałam jej szarlotkę posypywaną cukrem pudrem. Jedną z rzeczy, którymi mnie obdarowała to było ziarenko innej odmiany storczyka, który zakwita tylko raz w roku. To drugie co zawsze mam przy sobie, tkwi w wisiorku z gwiazdą wiszącym na mojej szyi. Brakowało mi jej. Była osobą, która potrafiłaby słuchać i pocieszać, a nie karcić. Ona wzbudziła we mnie miłość do wszystkich ciał niebieskich, i chociaż jej nie ma w rzeczywistości to jest ciągle, jeżeli ją pamiętam. 
    Z czasem zamiłowanie malało, a bardzo polubiłam chemię i biologię. Marzyłam o pracy w laboratorium albo przy ochronie zieleni, ale to tylko moje złudne marzenia w życiu nie istniejące. Mój wewnętrzny spokój przerwało pukanie do drzwi. Przynajmniej nie wchodzą bez pozwolenia.
  - Lena, jesteś tam? Możemy wejść?
  - Właźcie, na co czekacie?
Klamka zaskrzypiała i puściła. Tata z mama weszli do środka z twarzami nie wyrażającymi żadnych  emocji.
  - Rysiek, ona chce skoczyć przez okno! - Mama zauważyła, że siedzę na parapecie i inaczej to przyjęła. Pociągnęła go za koszulę i podbiegła.
  - Mamo zjechało na maksa, nie mam zamiaru nigdzie skakać! Jak już coś to na bungee, a nie przez okno swojego pokoju. - Odpowiedziałam ironicznie.
  - Dzięki Bogu, już myślałam, że...
  - Ty to lepiej nie myśl, bo ci to marnie wychodzi. 
 W moim głosie można  było wyczuć rozczarowanie i niechęć. Na twarzach rodziców pojawił się grymas.
  - Jak ty się odzywasz? - Tata musiał mnie upomnieć.
  - Okej przepraszam. Jaką macie sprawę? - Zeszłam z parapetu. 
  - Dzisiaj wracam do domu, chciałam się pożegnać. Razem z twoim ojcem uzgodniliśmy, że będę do ciebie przyjeżdżać w odwiedziny lub ty do mnie jeśli będziesz chciała. Zawsze możesz jednak wrócić, pamiętaj. Dobra nie będę przeciągałam, bo się śpieszę na pociąg.  Życzę ci powodzenia jutro w nowej szkole i żeby ci się ułożyła. Tutaj będzie miała wszystko. - Przytuliła mnie, mimo że chwilowo ją odpychałam, ale to ustąpiła.
  - Do zobaczenia mamo. Będę tęsknić. - Słowa wychodzące z moich ust były niewiarygodne, ale jednak prawdziwe. Już za nią tęskniłam, kiedy wyszła z pokoju z tatą, ale cóż tak musi być. 
Może to niedługie rozstanie matki z córką, ale jednak dotkliwe. Zamknęłam drzwi, usiadłam przy biurku. Dopiero teraz zauważyłam stos podręczników, zeszytów i ćwiczeń. Większość to były te same, z których się uczyłam, a raczej nie uczyłam w starej szkole. Pewnie mama przywiozła je dla mnie specjalnie. Mogłam teraz tylko wyciągnąć plecak, z którym przyjechałam i się spakować do szkoły. Przyrzekłam sobie, że poprawię się w nauce i to osiągnę, napewno.

____________
 Jeśli chodzi o następny rozdział to nie wiem kiedy dodam, bo jutro jadę do babci i nie będę raczej tak kompa. Ale dodam jak tylko będę mogła. Proszę o dużo komentarzy.
  








wtorek, 26 czerwca 2012

Rozdział 9

JEST CORAZ LEPIEJ.

  Wtorek, 8 października
  Cholera, gdzie ja jestem, pomyślałam rozglądając się po czyimś pokoju. 
Tylko w kawałkach pamiętałam wczorajszy dzień. I znowu zasnęłam w ubraniu i butach, odwróciłam się by zobaczyć godzinę na budziku. 
  - O w mordę! Spałam z nim na jednym łóżku. - Byłam kompletnie zdezorientowana, obok leżał Kamil. Pamięć mi wróciła w całości, ale wciąż nie wiedziałam jak tutaj się znalazłam i przypomniałam sobie, że odkąd wyszłam z domu przed burzą nie dałam znaku życia rodzicom. Miałam tylko stuprocentową pewność, że nic na tym łóżku nie robiliśmy razem, co nie powinno się zdarzyć. 
  Mały zegar na półce wskazywał 6.13, miałam nadzieję, że zdąży dojść do domu nie budząc taty.   
Po cichu wyszła z pokoju poznanego chłopaka, schodząc po schodach zamarłam chwilową słysząc jakiś męski głos. Sądząc po basowym tonie był to silny, młody mężczyzna. Jakby w oddali usłyszałam też damski alt. 
To chyba matka Kamila, pomyślałam. Zaczęli się kłócić, nagle jakaś dłoń zakryła mi oczy i buzię. Kręciłam się nerwowo próbując się wyrwać z uścisku. 
  - Spokojnie, to ja Kamil. Puszczę cię, ale musisz być cicho. Moja mama w ogóle nie wie, że tu jesteś. Będzie na mnie wściekła, o to że nic jej nie powiedziałem. Wyjdziesz inną drogą. - Uwolnił mnie, wciąż szepcząc. Nie chciałam, żeby miał przeze mnie jakiekolwiek kłopoty, dlatego pokiwałam jedynie głową na zgodę. Pozwoliłam, żeby mnie poprowadził do wyjścia. Ogarnęło mnie wielki zdziwienie, a nawet frustracja. Zatrzymaliśmy się przed oknem w jakimś schowku. Chłopak wychylił się, jakby chciał sprawdzić czy teren jest czysty. 
  - Słuchaj, wyjdziemy po drabinie na dół, później pobiegniemy razem do końca ogrodzenia tam jest furtka. Okej? 
  - Ja nie schodzę, mam lęk wysokości. - To brzmiało dość żałośnie, ale była to tylko i wyłącznie prawda.
  - Nie ma innego wyjścia, nie bój się. Będę schodził przed tobą, jakby co złapię cię.
  - Obiecujesz? Czemu właściwie też wychodzisz? 
  - Przyrzekam. Po pierwsze muszę dbać o twoje bezpieczeństwo, 
przynajmniej na moim ogrodzie, a poza tym muszę coś załatwić przed lekcjami... nie ważne - Mówiąc to wydawał się tajemniczy i odległy, ale nie chciałam być wścibska. - Schodzę, powiem ci kiedy twoja kolej. Po chwili straciłam go z zasięgu wzroku, potem robiliśmy tak jak było wcześniej ustalone, aż dotarliśmy do skrzyżowania na głównej.
  - To ja już muszę lecieć. - Odwrócił się w inną stronę.
  - Uważaj na siebie. 
  - Miło było spędzić z tobą trochę czasu. - Rzucił prze ramię nie zwracając już na mnie uwagi. 
  Brzmiało to jak jakieś niedokończone pożegnanie. Chłopak, który był zabawny i miły zrobił się obojętny. Pocieszałam się myślami, że pewnie ma dużo spraw na głowie i nie ma czasu.
Z żalem wróciłam do szarej rzeczywistości i awantury wiszącej już w powietrzu.
 * * * 
  Rodzice chyba pierwszy raz od dawna siedzieli na jednej kanapie w salonie nie kłócąc się. Burczało mi w brzuchu z głodu, wtedy przypomniałam sobie reklamę ,,DANIO - METODA NA GŁODA,,  
Nie zauważyli mnie, więc miał okazję bez problemu dostać się do pokoju. Przy okazji przemycając nutellę i herbatniki. 
Ale niestety zawsze mam pecha i teraz mnie dopadł...
  - Lena, gdzieś ty była całą noc?!! Wiem, że wczoraj byłaś roztrzęsiona po tym wszystkim...ale to nie znaczy, że możesz tak sobie znikać bez słowa. Nie zmrużyliśmy z twoim ojcem oni minuty oka czekając na ciebie.
No jasne, ty to na pewno ich nie zmrużyłaś, bo cały czas masz klapy na oczach, pomyślałam z nutką ironii.
  - Nie martw się, nie chodziłam nie wiadomo gdzie. Miałam dach nad głową, byłam u koleżanki - skłamałam, żeby obejść się bez zbędnych komentarzy i pytań - a nie zadzwoniłam, bo świetnie się bawiłyśmy i zapomniałam.
  - Cieszę, że znalazłaś sobie koleżankę, ale w każdej chwili możesz wrócić do Krakowa. Wywaliłam męża z domu i wniosłam o pozew.
  - Czyżby ten rozwód przyszedł ci także z łatwością? - Tym razem odezwał się tata. - Muszę ci dać ci szlaban z drugie już w tym tygodniu wyjście bez omówienia tego ze mną, a jeśli chodzi o to zamieszanie w Kościele...
   - Tato nie musisz przypominać, idę do swojego pokoju. - Ruszyłam już do schodów.
  - Lena, o co chodzi z tym Kościołem? Ryszardzie masz mi wszystko opowiedzieć i musisz wiedzieć, że ona interesuje się szlabanami i tak robi to co chce. Lena, wracaj.
  - Nie mam ochoty z wami już gadać, idę do siebie. - Wbiegłam na górę po drodze zahaczając o błagalne spojrzenie ojca. Żałowałam go, ale za długo się nasłuchałam maminych narzekać, teraz jego kolej.
  Wpadłam do pokoju wcinając herbatnika, zamknęłam drzwi. Nie miałam zamiaru niczego wysłuchiwać. Wyciągnęłam pamiętnik i zaczęłam pisać.

 ,, Kochany Pamiętniku''
Miną wczorajszy dzień zaczął się nowy, a ja czuję, że jest coraz lepiej...

Pisząc zajadałam się nutellą, może to nie najlepszy rodzaj śniadania, ale i tak będę musiała to spalić zwiedzając okolicę. Postanowiłam sobie, że na pierwszy dzień w nowej szkole muszę wyglądać anioł i diablica w jednym...

_____________
 Teraz rozdziały mogą się ukazywać trochę rzadziej, ponieważ mam na wakacjach dużo wyjazdów i nie będę miała dostępu do internetu, więc mogą pojawić się komplikacje, ale nie przestanę pisać i dodawać postów.
komentarze pliss;]
  



sobota, 23 czerwca 2012

Rozdział 8

WPADKI I DESZCZOWE WYPADKI

  Później
  Całą atmosferę wyżaleń przerwało pukanie. 
- Kto tam? - Zeskoczyłam gwałtownie nie czekając na odpowiedź, żeby otworzyć drzwi. Za progiem stał ojciec, wyglądał jakby był zdenerwowany. Spojrzał mi przez ramię, pewnie zobaczył Elizę. Wymienili miedzy sobą porozumiewawcze spojrzenia.
 - Chyba nie jesteś bardzo zajęta, masz gościa. - W tym momencie zza rogu wyszła mama. Początkowo to był szok, przecież powiedziałam, że jej nienawidzę, ale ona i tak chciała się ze mną spotkać. 
 - Kochanie, stęskniłam się za tobą, cieszę się, że nic ci nie jest. - No jasne, dopiero teraz sobie o tym przypomniała. Nie ma to, jak przytulanie ,,stęsknionego'' rodzica, a poza tym czemu ma mi coś się złego dziać.
 - Cześć mamo. - Wpuściłam ich do pokoju. Nie wiedziałam właściwie w jakiej ona przyjechał sprawie, bo na pewno nie bez powodu.
 - Ja już pójdę, porozmawiaj z rodzicami. - Uśmiechnęła się serdecznie wcinając ostatnią czekoladkę. Szczerze mówiąc wolałabym, żeby jednak został, ale i tak długo się już wysiedziała.
 - Poczekaj, odprowadzę cię. - Tata wyszedł wraz z Elizą, a my zostałyśmy same.
Chwilowo zapadła cisza, zastanawiałam się kto pierwszy przerwie milczenie, aż nie wytrzymałam i wypaliłam.
 - Więc w jakiej intencji przyjechałaś, bo na pewno jakąś masz. - Zauważyłam jak zaczyna się denerwować. Wyciągnęła z ogromnej torebki parę pomiętych kartek, wydawały mi się znajome. W końcu się skapnęłam, że są to notatki z  pamiętnika, które zgubiłam.
 - Lena, ja już wszystko wiem.
 - Skąd to masz? Czytałaś mój pamiętnik? - Gniewnie wyrwałam jej kartki z dłoni.
 - Wszystko rozumiem, czemu mi nic nie powiedziałaś. - Łzy zaczynały piec pod powiekami. 
 - Co ty możesz rozumieć, cały czas go broniłaś, nie chciałaś mnie wysłuchać. A teraz się pytasz czemu nic nie powiedziałam?! - Wybuchnęłam groźnie nie panując nad sobą. Elizie mogłam się wygadać i ona na prawdę mnie rozumiała, ale do matki miałam urazę. 
 - O co chodzi, dlaczego się znowu kłócicie. - Wtrącił się tata, ale nie dziwiłam się.
On o niczym nie miał pojęcia, bo mu nie powiedziałam.
 - U Leny w pokoju znalazłam jakieś kartki, myślałam, że to jakieś śmiecie. Sądziłam, że jest taka roztrzepana, bo narkotyki bierze, ale to były zapiski z pamiętnika. 
Trudno mi się do tego przyznać, że nie zauważyłam tego wcześniej. Nasza córka była bita przez mojego partnera. - Oczywiście zaczęła tłumaczyć, ale widać nie znalazła najważniejszych i najokrutniejszych informacji.
 - Co?!! Jeśli to prawda to zatłukę sukinsyna. - Zwrócił się w moja stronę.
 - Tato nie rób tego, będzie czas na zemstę. Jeszcze nie wiesz wszystkiego, ale lepiej, żebyś usiadł. - Uspokoiłam się trochę, musiałam teraz powiedzieć wszystko dokładnie, od początku.
Policzyłam do dziesięciu i byłam gotowa z tym się uporać ponownie.
 - To, że mnie bito, to nic. Mamo jakim prawe w ogóle podejrzewałaś, że coś biorę, to niedorzeczne. Ale to nie w tym rzecz, twój facet mnie... - Tak trudno mi było wypowiedzieć to słowo, ale musiałam zakończyć ten bolesny rozdział w życiu. Ojciec mnie wyręczył.
 - Leno... On cię krzywdził...molestował cię. - Spuściłam głowę w dół, jedna ogromna łza spłynęła po rozgrzanym od nerwów policzku zostawiając piekący ślad.
 - Uduszę go gołymi rękoma, ale najpierw pozbawię cię praw rodzicielskich. Jak mogłaś nie zauważyć takiego świństwa we własnym domu?! 
Tata był nieźle wkurzony, a ja nie wiedziałam co mam robić. Wycofałam się, nie zauważyli mnie, jak wychodzę z pomieszczenia. Zbiegłam po schodach, zabrałam kurtkę, bo zaczęło się chmurzyć i telefon. Oni jednak nic nie rozumieli, chciałam być teraz sama, pomyśleć co z tym zrobić. Zapomnieć o tym, co się stało było ciężko, więc musiałam z tym żyć. Skierowałam się do małego rynku przy Urzędzie Gminy. Zanim dotarłam na miejsce minęło piętnaście minut i ciemne burzowe chmury zbliżały się coraz szybciej lecz nie miałam ochoty wracać do domu z tego powodu. Świeże, chłodne powietrze trochę mnie uspokoiło. Plac był opustoszały tylko nie liczni siedzieli na ławeczkach czytając gazety. Przed Domem Kultury zauważyłam parę plotkujących dziewczyn, czytały chyba jakieś ogłoszenie, byłam ciekawa o czym informuje. Zaczekałam, aż poszły dalej, przecież nie mogły tam stać wiecznie. 
Truchtem podążyłam w tamtą stronę, wyglądałam idiotycznie: cała na niebiesko oprócz szarych dresów i białej czapki basebolówki. Przy najmniej wniosę choć trochę kolorów do tego szarego, cichego miasteczka na przedmieściach Warszawy. Nagle jakby z podziemi wyrosła przede mną jakaś czarna postać, mężczyzna i oczywiście musiałam w niego wpaść. Zaklęłam pod nosem. 
- Jezu, sorry. - Zabrzmiało to zbyt piskliwie, jakbym się zaraz miała rozryczeć na ulicy. - Uważaj jak chodzisz...Lena? 
  Facet oderwał wzrok od tablicy z ogłoszeniami. Czarny kaptur i ciemne okulary zasłaniały mu twarz, więc nie miałam pojęcia kim jest i jakim cudem wie jak brzmi moje imię.
- Przecież przeprosiłam. My się znamy w ogóle?
- No jasne. - Zdjął kaptur z głowy. To chłopak z Kościoła, Kamil. Nie spodziewałam się do tutaj, w ciemnym stroju wydawał się tajemniczy i wręcz groźny, ale tylko chwilowo.
- Cześć, wybacz nie poznałam cię. Co robisz? - Retoryczne pytanie, wiedziałam, że czytał ogłoszenie, którym byłam zainteresowana.
- Będą organizowane przesłuchania do spektaklu Homera. Dzisiaj ostatnie zapisy, a że lubię wcielać się w inne osoby i podobno nieźle mi to wychodzi, więc postanowiłem spróbować. A ty?
- Właśnie podeszłam o tym przeczytać, nauczycielki zawsze brały mnie na przedstawieniach do roli głównej, więc może to coś też dla mnie. - Uśmiechnęłam się promieniście przy tych słowach, nie wiem co sprawiało, że przy tym chłopaku od razu poprawiał mi się humor. 
- Lena, przepraszam, że cię o to proszę, ale jesteś teraz moja jedyną i ostatnią deską ratunku. Znamy się bardzo krótko, ale ty na razie jesteś najwłaściwszą osobą. Czy mogłabyś jeden dzień udawać u mnie na obiedzie, że jesteś moją dziewczyną, bo mama posądza mnie, że jestem gejem.
 Szok, szok, szok!!!
- No to masz przewalone, ale czemu ja? Chyba wiesz, że mogłabym odmówić.
- Ty, bo nadawałabyś się na to stanowisko, takie przygotowanie przed przesłuchaniami. I nie wierzę, że nie pomogłabyś zdesperowanemu koledze, którego mama uważa za pedzia. Oczywiście zapłacę - Zrobił słodkie oczka i uśmieszek, jak Damon i wiedziałam, że nie mogłabym tego nie zrobić.
- No dobra pomogę, ale mam nadzieję, że nie jesteś gejem, a wynagrodzenie będzie duże za taką trudną rolę.
- Dzięki, będę ci dłużny za to. Cena do uzgodnienia, więc zapraszam cię na obiad do mnie w  niedzielę o 14.00 Chodź już, bo zaraz wszystko pozamykają i nie zdążymy się zapisać. - Złapał mnie za dłoń i wciągnął do środka.
* * * 
 Wszystko poszło jak powinno, wypisaliśmy formularze z najważniejszymi informacjami i mieliśmy z głowy. Przesłuchania odbędą się w najbliższą sobotę od 9.00 w Miejskim Domu Kultury. Ucieszeni zbiegliśmy ze schodów, aż nas wryło w podłogę przez drzwiami. Za szybami ciął mocny deszcze, wszędzie było ciemno tylko nieliczne lampy oświetlały drogę podróżującym samochodami. Ups! odezwaliśmy się równocześnie wybuchając śmiechem. Ścienny zegar wskazywał w pół do siódmej wieczorem. 
- Chyba tą noc będziesz musiała przekimać u mnie, bo do domu samej cię w taką ulewę nie puszczę. Zadzwoń do taty jeśli masz komórkę i powiadom go, że będziesz u mnie. - Chyba sam nie wiedział na razie co robić, ale i tak troszczył się o mnie. 
- Dobra, tylko jak my się do ciebie dostaniemy?
- O to się nie martw, wykorzystamy ten parasol. - Wskazał kolorową, dziecięcą parasolkę stojącą w rogu. Wymieniliśmy spojrzenia i byliśmy dogadani. 
- Tylko jak nas złapią na kradzieży parasola, to ze mną do poprawczaka pójdziesz.
- Nie złapią, zostawiło go tu jakieś dziecko pół roku temu, jakoś nikt się za niego nie zabrał. Nam przy najmniej się przyda do czegoś. 
Owinęłam się szczelniej kurtką, policzyliśmy do trzech i wybiegliśmy z otworzonym parasolem. Nie łatwo było iść na zimnym deszczu i to jeszcze pod wiatr, ale po raz pierwszy od dawna przy kimś czułam się na prawdę bezpiecznie. Kamil okazał się świetnym kabareciarzem, bawiliśmy się świetni i zapomniałam zadzwonić do taty. 
Ale to nie było ważne, bo przy tym chłopaku moje życie nabrało kolorów...
i pragnęłam ten moment zachować na zawsze, żeby już zawsze tak było.
Listen to your heart
______________
 W końcu napisałam;] Jak się podoba? Proszę pięć komków będzie szybko następny rozdział.
WWPC



poniedziałek, 18 czerwca 2012

Rozdział 7

BOLESNA PRAWDA.

Poniedziałek, 7 października

Następnego dnia.
Nie mogłam w nocy spać, wciąż dręczyły mnie myśli, co się dzieje z mamą. Nie wiem co jeszcze mnie dopadło żeby oglądnąć przed snem ulubiony serial The Vampire Diaries. W wolnym czasie przeczytałam  wszystkie części Pamiętników Wampirów. Oczywiście nie można porównywać filmu  z książką, bo dużo jest w nim zmian, ale mniejsza o to... Zasnęłam około trzeciej nad ranem, a obudziłam się przed piątą, więc o spaniu tutaj nie można mówić. Nie mogłam już dłużej siedzieć bezczynnie w łóżku, ale było za wcześnie na śniadanie. Wyciągnęłam z pod poduszki pamiętnik i pióro.
  ,,Kochany Pamiętniku...'' - zawsze zaczynałam pisać od tych słów.
,, Myliłam się myśląc, że po przyjeździe tutaj wszystko się zmieni i będzie dobrze, ale to tylko złudne marzenia. Miałam plan na lepsze życie, chciałam stworzyć nową dziewczynę bez przyszłości, bez bólu, kogoś lepszego. Jednak to nie jest proste, ponieważ złe rzeczy się za nami ciągną i osaczają...
I nie ucieknę od nich, choćbym bardzo chciała. Mogę tylko czekać aż same odejdą albo zacząć działać.''
   Przewracałam kolejne kartki, kiedy z pomiędzy nich wypadła wizytówka Elizy. Przypomniałam sobie jej słowa, że zawsze mogę z nią porozmawiać. Chciałam z kimś o tym porozmawiać, ale nie wiedziałam czy ona jest  właściwą osobą. Mimo, to postanowiłam spróbować. Wystukałam numer z karteczki. Za pierwszym razem nikt nie odebrał, ale po ponownej próbie skontaktowania się nie musiałam długo czekać, gdyż odebrała od razu. 
 - Eliza Dobrawska, słucham.
 - To ja Lena, masz może trochę czasu, chciałabym  z tobą porozmawiać o czymś bardzo ważnym.
 - Będę wolna o 12.00, wytrzymasz do tej godziny? 
Co u ciebie i twojego ojca? Nie widziałam cię wczoraj ani taty w pracy. Pewnie wyszedł wcześniej. 
 - Nic ciekawego, wszystko w porządku. - Tutaj musiałam skłamać, bo nie nie było dobrze.
Tata już pewnie wyszedł do pracy, a czemu pytasz?
 - Zawsze o to pytam bliskich.
 - Hm... czyli uważasz nas za swoich bliskich. Ja ciebie też uważam za bliską mi osobę, dlatego chciałabym z tobą porozmawiać. Chyba mogę ci zaufać, prawda?
 - Oczywiście, przyjdę do ciebie. Muszę wracać do papierkowej roboty, do zobaczenia później.
 - Na razie, papa. - Rozłączyłam się.
  ,, Co ja będę robiła do dziesiątej'' - pomyślałam schodząc po schodach do salonu. Nie dostałam odpowiedzi, więc zostały mi tylko kreskówki i powtórki seriali. Skoczyłam do kuchni po coś do jedzenia i wróciłam przed telewizor. Akurat trafiłam na Rodzinkę. pl, trochę się pośmiałam, ale później leciały tylko jakieś nudy. Powieli same zaczęły mi się zamykać, pod ciężarem nieprzespanej nocy i zasnęłam.
 * * *
  Obudziło mnie pukanie do drzwi. Pomyślałam, że to Eliza, więc otworzyłam i miałam rację.
- Witaj, teraz już możemy pogadać.
- Świetnie, wejdź. - Kobieta podała mi bombonierkę z czekoladkami. Tego mi teraz było potrzeba, osoby, która mnie wysłucha oraz trochę kalorii. 
Zaprosiłam ją do swojego pokoju, rozgościłyśmy się.
- Więc co chciałaś  mi powiedzieć, zamieniam się w słuch.
- Najpierw przyrzeknij, że nikomu nic nie powiesz. To będzie nasza tajemnica, bo ty jako jedyna teraz się o tym dowiesz. Przyrzekasz?
- To musi być naprawdę ważna sprawa, ale dobrze. Przyrzekam, że nic nie powiem.
  Wzięłam trzy głębokie wdechy i zaczęłam mówić, choć nie przyszło mi łatwo wracać do tej bolesnej prawdy. 
* * * 
  Kiedy skończyłam opowiadać swoją trudną historię, obydwie już płakałyśmy. 
- Jak on mógł ci to zrobić, to nie jest człowiek tylko potwór. Nie płacz, wszystko się jakoś ułoży. Wcześniej musisz powiedzieć to ojcu. On ma prawo znać prawdę i powinnaś to zgłosić na policję.
- Jak mam opowiedzieć to wszystko nieznajomej osobie. Jak?
- Spokojnie, pomogę ci. Mam zaufaną koleżankę, która zajmuje się takimi sprawami. On musi zapłacić za swoje czyny.
- Dziękuje, że mnie wysłuchałaś, tego mi teraz było potrzeba.

_____________________
 Przepraszam, że tak długo nie pisałam.
WWPC