piątek, 29 czerwca 2012

Rozdział 10

NIE WIADOMO, CO PRZYNIESIE JUTRO.

 Jeszcze później
  Nie, żebym kochała szkołę, ale parę dni bez niej to istny koszmar. Chyba jeszcze nigdy się tak nie nudziłam w ciągu dnia, jak dzisiaj. 
  Wieczorny zachód słońca przecinał wiosenne niebo kolorem złotych zbóż i bladą pomarańczą, przy ziemi unosiła się śnieżno-błękitna mgła. Siedziałam na parapecie obserwując to ciekawe, fascynujące zjawisko. Przypomniałam sobie moment, w którym pierwszy raz weszłam do szkoły. Zupełnie jakbym przerzucała strony pamiętnika, zatrzymując się co jakiś czas przy jakimś wpisie. Pamiętałam  swoje zdenerwowanie i lekki strach przed spotkaniem z uczniami i wychowawczynią. 
W pamięci utkwiło mi, jak pewnego razu w trzeciej klasie podstawówki, pani zadała nam opisanie na kartce  swój najwspanialszy dzień. Napisałam o tym, jak tata zabrał mnie do Wesołego Miasteczka i jeździliśmy na karuzeli. Od tego właśnie wydarzenia zaczęłam prowadzić pamiętnik. To był zwykły stu kartkowy zeszyt z grubą okładką znaleziony na
półce sklepu ze starociami na jednym z osiedli krakowskich, ale świetnie nadawał się na notes, więc go kupiłam. Na początku wręcz roiło się tam od błędów ortograficznych i interpunkcyjnych, ale z czasem poprawił się mój styl pisania i nie miałam już z tym problemów. 
Chyba nawet w czwartej klasie zostałam mistrzem klasy w Konkursie Ortograficznym,
ale mniejsza z tym.
Moje myśli krążyły wokół jutrzejszego dnia. Czekało na mnie nowe wyzwanie, uporać się z pierwszym tygodniem uczęszczania do tutejszego gimnazjum, bo tyle sobie dałam na zapoznanie  się z ludźmi z klasy i szkoły. Nie miałam pojęcia co mnie tam zastanie. Czy znajdę prawdziwych przyjaciół, czy raczej wrogów.Jak na razie z trudem mi szło zawiązywanie znajomości, gdyż oprócz Elizy i Kamila nie znam tu nikogo. 
Właśnie Kamil! Ciekawe co teraz robi, po jego dzisiejszym zachowaniu można było wywnioskować,
że to był dla niego bardzo pracowity dzień, pomyślałam. Zrobiło się ciemniej, na niebie zaczynał lśnić rogalik księżyca. Od jakiegoś czasu polubiłam nocne życie. Otworzyłam okno, żeby było lepiej widać. 


 

    
 Kiedyś nawet interesowałam mnie astronomia. Zdarzało mi się wymykać z domu na dach bloku, żeby oglądać nieboskłon. Na pamięć znałam najpospolitsze gwiazdy, a niektórym sama nadawałam nazwy. Jedna otrzymała imię mojej babci. 
    Zmarła kiedy miałam nie całe pięć lat, nie pamiętałam jej za dobrze, ale była na prawdę niezwykłym człowiekiem. Kochałam jej szarlotkę posypywaną cukrem pudrem. Jedną z rzeczy, którymi mnie obdarowała to było ziarenko innej odmiany storczyka, który zakwita tylko raz w roku. To drugie co zawsze mam przy sobie, tkwi w wisiorku z gwiazdą wiszącym na mojej szyi. Brakowało mi jej. Była osobą, która potrafiłaby słuchać i pocieszać, a nie karcić. Ona wzbudziła we mnie miłość do wszystkich ciał niebieskich, i chociaż jej nie ma w rzeczywistości to jest ciągle, jeżeli ją pamiętam. 
    Z czasem zamiłowanie malało, a bardzo polubiłam chemię i biologię. Marzyłam o pracy w laboratorium albo przy ochronie zieleni, ale to tylko moje złudne marzenia w życiu nie istniejące. Mój wewnętrzny spokój przerwało pukanie do drzwi. Przynajmniej nie wchodzą bez pozwolenia.
  - Lena, jesteś tam? Możemy wejść?
  - Właźcie, na co czekacie?
Klamka zaskrzypiała i puściła. Tata z mama weszli do środka z twarzami nie wyrażającymi żadnych  emocji.
  - Rysiek, ona chce skoczyć przez okno! - Mama zauważyła, że siedzę na parapecie i inaczej to przyjęła. Pociągnęła go za koszulę i podbiegła.
  - Mamo zjechało na maksa, nie mam zamiaru nigdzie skakać! Jak już coś to na bungee, a nie przez okno swojego pokoju. - Odpowiedziałam ironicznie.
  - Dzięki Bogu, już myślałam, że...
  - Ty to lepiej nie myśl, bo ci to marnie wychodzi. 
 W moim głosie można  było wyczuć rozczarowanie i niechęć. Na twarzach rodziców pojawił się grymas.
  - Jak ty się odzywasz? - Tata musiał mnie upomnieć.
  - Okej przepraszam. Jaką macie sprawę? - Zeszłam z parapetu. 
  - Dzisiaj wracam do domu, chciałam się pożegnać. Razem z twoim ojcem uzgodniliśmy, że będę do ciebie przyjeżdżać w odwiedziny lub ty do mnie jeśli będziesz chciała. Zawsze możesz jednak wrócić, pamiętaj. Dobra nie będę przeciągałam, bo się śpieszę na pociąg.  Życzę ci powodzenia jutro w nowej szkole i żeby ci się ułożyła. Tutaj będzie miała wszystko. - Przytuliła mnie, mimo że chwilowo ją odpychałam, ale to ustąpiła.
  - Do zobaczenia mamo. Będę tęsknić. - Słowa wychodzące z moich ust były niewiarygodne, ale jednak prawdziwe. Już za nią tęskniłam, kiedy wyszła z pokoju z tatą, ale cóż tak musi być. 
Może to niedługie rozstanie matki z córką, ale jednak dotkliwe. Zamknęłam drzwi, usiadłam przy biurku. Dopiero teraz zauważyłam stos podręczników, zeszytów i ćwiczeń. Większość to były te same, z których się uczyłam, a raczej nie uczyłam w starej szkole. Pewnie mama przywiozła je dla mnie specjalnie. Mogłam teraz tylko wyciągnąć plecak, z którym przyjechałam i się spakować do szkoły. Przyrzekłam sobie, że poprawię się w nauce i to osiągnę, napewno.

____________
 Jeśli chodzi o następny rozdział to nie wiem kiedy dodam, bo jutro jadę do babci i nie będę raczej tak kompa. Ale dodam jak tylko będę mogła. Proszę o dużo komentarzy.
  








wtorek, 26 czerwca 2012

Rozdział 9

JEST CORAZ LEPIEJ.

  Wtorek, 8 października
  Cholera, gdzie ja jestem, pomyślałam rozglądając się po czyimś pokoju. 
Tylko w kawałkach pamiętałam wczorajszy dzień. I znowu zasnęłam w ubraniu i butach, odwróciłam się by zobaczyć godzinę na budziku. 
  - O w mordę! Spałam z nim na jednym łóżku. - Byłam kompletnie zdezorientowana, obok leżał Kamil. Pamięć mi wróciła w całości, ale wciąż nie wiedziałam jak tutaj się znalazłam i przypomniałam sobie, że odkąd wyszłam z domu przed burzą nie dałam znaku życia rodzicom. Miałam tylko stuprocentową pewność, że nic na tym łóżku nie robiliśmy razem, co nie powinno się zdarzyć. 
  Mały zegar na półce wskazywał 6.13, miałam nadzieję, że zdąży dojść do domu nie budząc taty.   
Po cichu wyszła z pokoju poznanego chłopaka, schodząc po schodach zamarłam chwilową słysząc jakiś męski głos. Sądząc po basowym tonie był to silny, młody mężczyzna. Jakby w oddali usłyszałam też damski alt. 
To chyba matka Kamila, pomyślałam. Zaczęli się kłócić, nagle jakaś dłoń zakryła mi oczy i buzię. Kręciłam się nerwowo próbując się wyrwać z uścisku. 
  - Spokojnie, to ja Kamil. Puszczę cię, ale musisz być cicho. Moja mama w ogóle nie wie, że tu jesteś. Będzie na mnie wściekła, o to że nic jej nie powiedziałem. Wyjdziesz inną drogą. - Uwolnił mnie, wciąż szepcząc. Nie chciałam, żeby miał przeze mnie jakiekolwiek kłopoty, dlatego pokiwałam jedynie głową na zgodę. Pozwoliłam, żeby mnie poprowadził do wyjścia. Ogarnęło mnie wielki zdziwienie, a nawet frustracja. Zatrzymaliśmy się przed oknem w jakimś schowku. Chłopak wychylił się, jakby chciał sprawdzić czy teren jest czysty. 
  - Słuchaj, wyjdziemy po drabinie na dół, później pobiegniemy razem do końca ogrodzenia tam jest furtka. Okej? 
  - Ja nie schodzę, mam lęk wysokości. - To brzmiało dość żałośnie, ale była to tylko i wyłącznie prawda.
  - Nie ma innego wyjścia, nie bój się. Będę schodził przed tobą, jakby co złapię cię.
  - Obiecujesz? Czemu właściwie też wychodzisz? 
  - Przyrzekam. Po pierwsze muszę dbać o twoje bezpieczeństwo, 
przynajmniej na moim ogrodzie, a poza tym muszę coś załatwić przed lekcjami... nie ważne - Mówiąc to wydawał się tajemniczy i odległy, ale nie chciałam być wścibska. - Schodzę, powiem ci kiedy twoja kolej. Po chwili straciłam go z zasięgu wzroku, potem robiliśmy tak jak było wcześniej ustalone, aż dotarliśmy do skrzyżowania na głównej.
  - To ja już muszę lecieć. - Odwrócił się w inną stronę.
  - Uważaj na siebie. 
  - Miło było spędzić z tobą trochę czasu. - Rzucił prze ramię nie zwracając już na mnie uwagi. 
  Brzmiało to jak jakieś niedokończone pożegnanie. Chłopak, który był zabawny i miły zrobił się obojętny. Pocieszałam się myślami, że pewnie ma dużo spraw na głowie i nie ma czasu.
Z żalem wróciłam do szarej rzeczywistości i awantury wiszącej już w powietrzu.
 * * * 
  Rodzice chyba pierwszy raz od dawna siedzieli na jednej kanapie w salonie nie kłócąc się. Burczało mi w brzuchu z głodu, wtedy przypomniałam sobie reklamę ,,DANIO - METODA NA GŁODA,,  
Nie zauważyli mnie, więc miał okazję bez problemu dostać się do pokoju. Przy okazji przemycając nutellę i herbatniki. 
Ale niestety zawsze mam pecha i teraz mnie dopadł...
  - Lena, gdzieś ty była całą noc?!! Wiem, że wczoraj byłaś roztrzęsiona po tym wszystkim...ale to nie znaczy, że możesz tak sobie znikać bez słowa. Nie zmrużyliśmy z twoim ojcem oni minuty oka czekając na ciebie.
No jasne, ty to na pewno ich nie zmrużyłaś, bo cały czas masz klapy na oczach, pomyślałam z nutką ironii.
  - Nie martw się, nie chodziłam nie wiadomo gdzie. Miałam dach nad głową, byłam u koleżanki - skłamałam, żeby obejść się bez zbędnych komentarzy i pytań - a nie zadzwoniłam, bo świetnie się bawiłyśmy i zapomniałam.
  - Cieszę, że znalazłaś sobie koleżankę, ale w każdej chwili możesz wrócić do Krakowa. Wywaliłam męża z domu i wniosłam o pozew.
  - Czyżby ten rozwód przyszedł ci także z łatwością? - Tym razem odezwał się tata. - Muszę ci dać ci szlaban z drugie już w tym tygodniu wyjście bez omówienia tego ze mną, a jeśli chodzi o to zamieszanie w Kościele...
   - Tato nie musisz przypominać, idę do swojego pokoju. - Ruszyłam już do schodów.
  - Lena, o co chodzi z tym Kościołem? Ryszardzie masz mi wszystko opowiedzieć i musisz wiedzieć, że ona interesuje się szlabanami i tak robi to co chce. Lena, wracaj.
  - Nie mam ochoty z wami już gadać, idę do siebie. - Wbiegłam na górę po drodze zahaczając o błagalne spojrzenie ojca. Żałowałam go, ale za długo się nasłuchałam maminych narzekać, teraz jego kolej.
  Wpadłam do pokoju wcinając herbatnika, zamknęłam drzwi. Nie miałam zamiaru niczego wysłuchiwać. Wyciągnęłam pamiętnik i zaczęłam pisać.

 ,, Kochany Pamiętniku''
Miną wczorajszy dzień zaczął się nowy, a ja czuję, że jest coraz lepiej...

Pisząc zajadałam się nutellą, może to nie najlepszy rodzaj śniadania, ale i tak będę musiała to spalić zwiedzając okolicę. Postanowiłam sobie, że na pierwszy dzień w nowej szkole muszę wyglądać anioł i diablica w jednym...

_____________
 Teraz rozdziały mogą się ukazywać trochę rzadziej, ponieważ mam na wakacjach dużo wyjazdów i nie będę miała dostępu do internetu, więc mogą pojawić się komplikacje, ale nie przestanę pisać i dodawać postów.
komentarze pliss;]
  



sobota, 23 czerwca 2012

Rozdział 8

WPADKI I DESZCZOWE WYPADKI

  Później
  Całą atmosferę wyżaleń przerwało pukanie. 
- Kto tam? - Zeskoczyłam gwałtownie nie czekając na odpowiedź, żeby otworzyć drzwi. Za progiem stał ojciec, wyglądał jakby był zdenerwowany. Spojrzał mi przez ramię, pewnie zobaczył Elizę. Wymienili miedzy sobą porozumiewawcze spojrzenia.
 - Chyba nie jesteś bardzo zajęta, masz gościa. - W tym momencie zza rogu wyszła mama. Początkowo to był szok, przecież powiedziałam, że jej nienawidzę, ale ona i tak chciała się ze mną spotkać. 
 - Kochanie, stęskniłam się za tobą, cieszę się, że nic ci nie jest. - No jasne, dopiero teraz sobie o tym przypomniała. Nie ma to, jak przytulanie ,,stęsknionego'' rodzica, a poza tym czemu ma mi coś się złego dziać.
 - Cześć mamo. - Wpuściłam ich do pokoju. Nie wiedziałam właściwie w jakiej ona przyjechał sprawie, bo na pewno nie bez powodu.
 - Ja już pójdę, porozmawiaj z rodzicami. - Uśmiechnęła się serdecznie wcinając ostatnią czekoladkę. Szczerze mówiąc wolałabym, żeby jednak został, ale i tak długo się już wysiedziała.
 - Poczekaj, odprowadzę cię. - Tata wyszedł wraz z Elizą, a my zostałyśmy same.
Chwilowo zapadła cisza, zastanawiałam się kto pierwszy przerwie milczenie, aż nie wytrzymałam i wypaliłam.
 - Więc w jakiej intencji przyjechałaś, bo na pewno jakąś masz. - Zauważyłam jak zaczyna się denerwować. Wyciągnęła z ogromnej torebki parę pomiętych kartek, wydawały mi się znajome. W końcu się skapnęłam, że są to notatki z  pamiętnika, które zgubiłam.
 - Lena, ja już wszystko wiem.
 - Skąd to masz? Czytałaś mój pamiętnik? - Gniewnie wyrwałam jej kartki z dłoni.
 - Wszystko rozumiem, czemu mi nic nie powiedziałaś. - Łzy zaczynały piec pod powiekami. 
 - Co ty możesz rozumieć, cały czas go broniłaś, nie chciałaś mnie wysłuchać. A teraz się pytasz czemu nic nie powiedziałam?! - Wybuchnęłam groźnie nie panując nad sobą. Elizie mogłam się wygadać i ona na prawdę mnie rozumiała, ale do matki miałam urazę. 
 - O co chodzi, dlaczego się znowu kłócicie. - Wtrącił się tata, ale nie dziwiłam się.
On o niczym nie miał pojęcia, bo mu nie powiedziałam.
 - U Leny w pokoju znalazłam jakieś kartki, myślałam, że to jakieś śmiecie. Sądziłam, że jest taka roztrzepana, bo narkotyki bierze, ale to były zapiski z pamiętnika. 
Trudno mi się do tego przyznać, że nie zauważyłam tego wcześniej. Nasza córka była bita przez mojego partnera. - Oczywiście zaczęła tłumaczyć, ale widać nie znalazła najważniejszych i najokrutniejszych informacji.
 - Co?!! Jeśli to prawda to zatłukę sukinsyna. - Zwrócił się w moja stronę.
 - Tato nie rób tego, będzie czas na zemstę. Jeszcze nie wiesz wszystkiego, ale lepiej, żebyś usiadł. - Uspokoiłam się trochę, musiałam teraz powiedzieć wszystko dokładnie, od początku.
Policzyłam do dziesięciu i byłam gotowa z tym się uporać ponownie.
 - To, że mnie bito, to nic. Mamo jakim prawe w ogóle podejrzewałaś, że coś biorę, to niedorzeczne. Ale to nie w tym rzecz, twój facet mnie... - Tak trudno mi było wypowiedzieć to słowo, ale musiałam zakończyć ten bolesny rozdział w życiu. Ojciec mnie wyręczył.
 - Leno... On cię krzywdził...molestował cię. - Spuściłam głowę w dół, jedna ogromna łza spłynęła po rozgrzanym od nerwów policzku zostawiając piekący ślad.
 - Uduszę go gołymi rękoma, ale najpierw pozbawię cię praw rodzicielskich. Jak mogłaś nie zauważyć takiego świństwa we własnym domu?! 
Tata był nieźle wkurzony, a ja nie wiedziałam co mam robić. Wycofałam się, nie zauważyli mnie, jak wychodzę z pomieszczenia. Zbiegłam po schodach, zabrałam kurtkę, bo zaczęło się chmurzyć i telefon. Oni jednak nic nie rozumieli, chciałam być teraz sama, pomyśleć co z tym zrobić. Zapomnieć o tym, co się stało było ciężko, więc musiałam z tym żyć. Skierowałam się do małego rynku przy Urzędzie Gminy. Zanim dotarłam na miejsce minęło piętnaście minut i ciemne burzowe chmury zbliżały się coraz szybciej lecz nie miałam ochoty wracać do domu z tego powodu. Świeże, chłodne powietrze trochę mnie uspokoiło. Plac był opustoszały tylko nie liczni siedzieli na ławeczkach czytając gazety. Przed Domem Kultury zauważyłam parę plotkujących dziewczyn, czytały chyba jakieś ogłoszenie, byłam ciekawa o czym informuje. Zaczekałam, aż poszły dalej, przecież nie mogły tam stać wiecznie. 
Truchtem podążyłam w tamtą stronę, wyglądałam idiotycznie: cała na niebiesko oprócz szarych dresów i białej czapki basebolówki. Przy najmniej wniosę choć trochę kolorów do tego szarego, cichego miasteczka na przedmieściach Warszawy. Nagle jakby z podziemi wyrosła przede mną jakaś czarna postać, mężczyzna i oczywiście musiałam w niego wpaść. Zaklęłam pod nosem. 
- Jezu, sorry. - Zabrzmiało to zbyt piskliwie, jakbym się zaraz miała rozryczeć na ulicy. - Uważaj jak chodzisz...Lena? 
  Facet oderwał wzrok od tablicy z ogłoszeniami. Czarny kaptur i ciemne okulary zasłaniały mu twarz, więc nie miałam pojęcia kim jest i jakim cudem wie jak brzmi moje imię.
- Przecież przeprosiłam. My się znamy w ogóle?
- No jasne. - Zdjął kaptur z głowy. To chłopak z Kościoła, Kamil. Nie spodziewałam się do tutaj, w ciemnym stroju wydawał się tajemniczy i wręcz groźny, ale tylko chwilowo.
- Cześć, wybacz nie poznałam cię. Co robisz? - Retoryczne pytanie, wiedziałam, że czytał ogłoszenie, którym byłam zainteresowana.
- Będą organizowane przesłuchania do spektaklu Homera. Dzisiaj ostatnie zapisy, a że lubię wcielać się w inne osoby i podobno nieźle mi to wychodzi, więc postanowiłem spróbować. A ty?
- Właśnie podeszłam o tym przeczytać, nauczycielki zawsze brały mnie na przedstawieniach do roli głównej, więc może to coś też dla mnie. - Uśmiechnęłam się promieniście przy tych słowach, nie wiem co sprawiało, że przy tym chłopaku od razu poprawiał mi się humor. 
- Lena, przepraszam, że cię o to proszę, ale jesteś teraz moja jedyną i ostatnią deską ratunku. Znamy się bardzo krótko, ale ty na razie jesteś najwłaściwszą osobą. Czy mogłabyś jeden dzień udawać u mnie na obiedzie, że jesteś moją dziewczyną, bo mama posądza mnie, że jestem gejem.
 Szok, szok, szok!!!
- No to masz przewalone, ale czemu ja? Chyba wiesz, że mogłabym odmówić.
- Ty, bo nadawałabyś się na to stanowisko, takie przygotowanie przed przesłuchaniami. I nie wierzę, że nie pomogłabyś zdesperowanemu koledze, którego mama uważa za pedzia. Oczywiście zapłacę - Zrobił słodkie oczka i uśmieszek, jak Damon i wiedziałam, że nie mogłabym tego nie zrobić.
- No dobra pomogę, ale mam nadzieję, że nie jesteś gejem, a wynagrodzenie będzie duże za taką trudną rolę.
- Dzięki, będę ci dłużny za to. Cena do uzgodnienia, więc zapraszam cię na obiad do mnie w  niedzielę o 14.00 Chodź już, bo zaraz wszystko pozamykają i nie zdążymy się zapisać. - Złapał mnie za dłoń i wciągnął do środka.
* * * 
 Wszystko poszło jak powinno, wypisaliśmy formularze z najważniejszymi informacjami i mieliśmy z głowy. Przesłuchania odbędą się w najbliższą sobotę od 9.00 w Miejskim Domu Kultury. Ucieszeni zbiegliśmy ze schodów, aż nas wryło w podłogę przez drzwiami. Za szybami ciął mocny deszcze, wszędzie było ciemno tylko nieliczne lampy oświetlały drogę podróżującym samochodami. Ups! odezwaliśmy się równocześnie wybuchając śmiechem. Ścienny zegar wskazywał w pół do siódmej wieczorem. 
- Chyba tą noc będziesz musiała przekimać u mnie, bo do domu samej cię w taką ulewę nie puszczę. Zadzwoń do taty jeśli masz komórkę i powiadom go, że będziesz u mnie. - Chyba sam nie wiedział na razie co robić, ale i tak troszczył się o mnie. 
- Dobra, tylko jak my się do ciebie dostaniemy?
- O to się nie martw, wykorzystamy ten parasol. - Wskazał kolorową, dziecięcą parasolkę stojącą w rogu. Wymieniliśmy spojrzenia i byliśmy dogadani. 
- Tylko jak nas złapią na kradzieży parasola, to ze mną do poprawczaka pójdziesz.
- Nie złapią, zostawiło go tu jakieś dziecko pół roku temu, jakoś nikt się za niego nie zabrał. Nam przy najmniej się przyda do czegoś. 
Owinęłam się szczelniej kurtką, policzyliśmy do trzech i wybiegliśmy z otworzonym parasolem. Nie łatwo było iść na zimnym deszczu i to jeszcze pod wiatr, ale po raz pierwszy od dawna przy kimś czułam się na prawdę bezpiecznie. Kamil okazał się świetnym kabareciarzem, bawiliśmy się świetni i zapomniałam zadzwonić do taty. 
Ale to nie było ważne, bo przy tym chłopaku moje życie nabrało kolorów...
i pragnęłam ten moment zachować na zawsze, żeby już zawsze tak było.
Listen to your heart
______________
 W końcu napisałam;] Jak się podoba? Proszę pięć komków będzie szybko następny rozdział.
WWPC



poniedziałek, 18 czerwca 2012

Rozdział 7

BOLESNA PRAWDA.

Poniedziałek, 7 października

Następnego dnia.
Nie mogłam w nocy spać, wciąż dręczyły mnie myśli, co się dzieje z mamą. Nie wiem co jeszcze mnie dopadło żeby oglądnąć przed snem ulubiony serial The Vampire Diaries. W wolnym czasie przeczytałam  wszystkie części Pamiętników Wampirów. Oczywiście nie można porównywać filmu  z książką, bo dużo jest w nim zmian, ale mniejsza o to... Zasnęłam około trzeciej nad ranem, a obudziłam się przed piątą, więc o spaniu tutaj nie można mówić. Nie mogłam już dłużej siedzieć bezczynnie w łóżku, ale było za wcześnie na śniadanie. Wyciągnęłam z pod poduszki pamiętnik i pióro.
  ,,Kochany Pamiętniku...'' - zawsze zaczynałam pisać od tych słów.
,, Myliłam się myśląc, że po przyjeździe tutaj wszystko się zmieni i będzie dobrze, ale to tylko złudne marzenia. Miałam plan na lepsze życie, chciałam stworzyć nową dziewczynę bez przyszłości, bez bólu, kogoś lepszego. Jednak to nie jest proste, ponieważ złe rzeczy się za nami ciągną i osaczają...
I nie ucieknę od nich, choćbym bardzo chciała. Mogę tylko czekać aż same odejdą albo zacząć działać.''
   Przewracałam kolejne kartki, kiedy z pomiędzy nich wypadła wizytówka Elizy. Przypomniałam sobie jej słowa, że zawsze mogę z nią porozmawiać. Chciałam z kimś o tym porozmawiać, ale nie wiedziałam czy ona jest  właściwą osobą. Mimo, to postanowiłam spróbować. Wystukałam numer z karteczki. Za pierwszym razem nikt nie odebrał, ale po ponownej próbie skontaktowania się nie musiałam długo czekać, gdyż odebrała od razu. 
 - Eliza Dobrawska, słucham.
 - To ja Lena, masz może trochę czasu, chciałabym  z tobą porozmawiać o czymś bardzo ważnym.
 - Będę wolna o 12.00, wytrzymasz do tej godziny? 
Co u ciebie i twojego ojca? Nie widziałam cię wczoraj ani taty w pracy. Pewnie wyszedł wcześniej. 
 - Nic ciekawego, wszystko w porządku. - Tutaj musiałam skłamać, bo nie nie było dobrze.
Tata już pewnie wyszedł do pracy, a czemu pytasz?
 - Zawsze o to pytam bliskich.
 - Hm... czyli uważasz nas za swoich bliskich. Ja ciebie też uważam za bliską mi osobę, dlatego chciałabym z tobą porozmawiać. Chyba mogę ci zaufać, prawda?
 - Oczywiście, przyjdę do ciebie. Muszę wracać do papierkowej roboty, do zobaczenia później.
 - Na razie, papa. - Rozłączyłam się.
  ,, Co ja będę robiła do dziesiątej'' - pomyślałam schodząc po schodach do salonu. Nie dostałam odpowiedzi, więc zostały mi tylko kreskówki i powtórki seriali. Skoczyłam do kuchni po coś do jedzenia i wróciłam przed telewizor. Akurat trafiłam na Rodzinkę. pl, trochę się pośmiałam, ale później leciały tylko jakieś nudy. Powieli same zaczęły mi się zamykać, pod ciężarem nieprzespanej nocy i zasnęłam.
 * * *
  Obudziło mnie pukanie do drzwi. Pomyślałam, że to Eliza, więc otworzyłam i miałam rację.
- Witaj, teraz już możemy pogadać.
- Świetnie, wejdź. - Kobieta podała mi bombonierkę z czekoladkami. Tego mi teraz było potrzeba, osoby, która mnie wysłucha oraz trochę kalorii. 
Zaprosiłam ją do swojego pokoju, rozgościłyśmy się.
- Więc co chciałaś  mi powiedzieć, zamieniam się w słuch.
- Najpierw przyrzeknij, że nikomu nic nie powiesz. To będzie nasza tajemnica, bo ty jako jedyna teraz się o tym dowiesz. Przyrzekasz?
- To musi być naprawdę ważna sprawa, ale dobrze. Przyrzekam, że nic nie powiem.
  Wzięłam trzy głębokie wdechy i zaczęłam mówić, choć nie przyszło mi łatwo wracać do tej bolesnej prawdy. 
* * * 
  Kiedy skończyłam opowiadać swoją trudną historię, obydwie już płakałyśmy. 
- Jak on mógł ci to zrobić, to nie jest człowiek tylko potwór. Nie płacz, wszystko się jakoś ułoży. Wcześniej musisz powiedzieć to ojcu. On ma prawo znać prawdę i powinnaś to zgłosić na policję.
- Jak mam opowiedzieć to wszystko nieznajomej osobie. Jak?
- Spokojnie, pomogę ci. Mam zaufaną koleżankę, która zajmuje się takimi sprawami. On musi zapłacić za swoje czyny.
- Dziękuje, że mnie wysłuchałaś, tego mi teraz było potrzeba.

_____________________
 Przepraszam, że tak długo nie pisałam.
WWPC


środa, 13 czerwca 2012

Rozdział 6

SPOTKANIE PRZY TORACH.

   Później
   - Czy to odpowiednie miejsce dla takiej dziewczyny?
Intuicja jednak mnie nie zawiodła. Kiedy się odwróciłam, zobaczyłam chłopaka z kościoła. Dopiero teraz mogłam mu się lepiej przyjrzeć. Był może o rok ode mnie starszy, wyższy o głowę, z wystającymi kośćmi policzkowymi i włosami prawie kruczoczarnymi. W jego równie ciemnych jak włosy oczach o kształcie migdałów igrały rozbawione ogniki. Już po tym można było się spodziewać, że jest dość ...arogancki. Uśmiechnął się przyjaźnie i był zdecydowanie przystojny. Uznałam to pytanie za retoryczne, więc nie odpowiedziałam.
- To ty zrobiłaś małe zamieszanie w kościele, tak? A potem zwiałaś?
- Proszę cię, nie przypominaj tego mi. A ty jesteś pewnie tym chłopakiem, co się na mnie cały czas gapił?
- Yyy, ja nic o tym  nie wiem. - Odpowiedział uśmiechając się zabawnie. - Taa, jasne. 
- A w ogóle to jestem Kamil, powinienem się od razu przedstawić. - Wyciągnął dłoń na powitanie. Była silna, ale delikatna. Zrobiłam to samo.


- Miło mi cię poznać - fajnie było, ale wciąż bałam się obecności mężczyzn. Nie interesowałam się chłopakami z mojej starej klasy i szkoły, ale on to co innego.  Było w nim coś tajemniczego i nieosiągalnego, ale tym samym kuszącego i fascynującego. 
- Cała przyjemność po mojej stronie. Mogę usiąść.
- Jasne siadaj. Mieszkasz tu od urodzenia? - dzieliła nas niewielka odległość, ale to zawsze coś. Nigdy nie wiadomo co przyjdzie facetowi do głowy, a tym bardziej takiemu, którego się dopiero poznało.
- Tak i dobrze znam tą miejscowość. Chodzę tędy na skróty do Kościoła, kiedy zaśpię. Mogę cię trochę po oprowadzać, jeżeli tylko chcesz.
- Dzięki, ale poradzę sobie z tym - zrobił smutno-obrażoną minę, która zaraz zniknęła.
- Gdybyś jednak potrzebowała pomocy w zwiedzaniu ,,naszych skromnych progów'' to znajdziesz mnie w kafejce internetowej przy Publicznej Bibliotece tam na pewno trafisz. 
- Okej. Muszę już iść, bo ojciec zacznie się martwić. 
- Mogę przynajmniej odprowadzić cię do głównej drogi? W tych drzewkach - pokazał na brzozy - łatwo się zgubić. 
Pokiwałam głowa na zgodę. Chwilę rozmawialiśmy o klasie, do której wspólnie mamy uczęszczać aż dotarliśmy do szosy. Fajnie mi się z nim gadało, więc ciągnęłam jeszcze parę minut naszą rozmowę. 
- Idę. To do do zobaczenia pewnie w szkole - pożegnałam się, stał jeszcze przez moment odprowadzając mnie wzrokiem. Starałam się nie odwracać, ale to było trudne. Pomachałam mu i poszłam do domu.
* * *
  Spodziewałam się, że tata będzie trochę zły, dlatego że nie przyszłam od razu do domu. I tak było...
- Lena, dziewczyno! Gdzieś ty była przez dwie godziny? - to podstawowe pytanie sprawiło mi duży problem, bo tak na prawdę nie wiem gdzie się włóczyłam. Zatrzymałam się przy starych torach i tyle. To samo opowiedziałam tacie, nie był zbyt zadowolony. 
- Tam jest niebezpiecznie, tym bardziej dla ciebie, bo nie znasz okolicy.
- Tak, wiem. Przepraszam, więcej tam nie będę chodziła - i tu nie skłamałam, nie miała zamiaru tam łazić - Mam już osobę, która mnie oprowadzi, nie martw się - miałam na myśli Kamila, ale miałam sama sobie poradzić, więc to było małe nie powiedzenie całej prawdy.
- Poznałaś już jakieś nowe koleżanki? - zmieniliśmy temat.
- Jeszcze nie, ale w szkole znajdę sobie przyjaciół - przynajmniej tak myślałam. Ruszyłam do pokoju.
- Za pół godziny będzie obiad, przyjdź - nie kontynuowaliśmy dalej rozmowy, bo nie było o czym gadać. Zrzuciłam z siebie wilgotne od gęstej mgły ubrania, założyłam dresy a tamte dałam do pralki. Zmęczona usiadłam na łóżku, nie wiedziałam za co się zabrać, więc spojrzałam po pokoju.
- A właśnie poszukam tych kartek z pamiętnika. 
 Wyciągnęłam z szafy plecak i zaczęłam w nim grzebać, ale nic nie znalazłam.
- Siat! Gdzie to jest, przecież się nie rozpuściły... zadzwoniła komórka. Automatycznie odebrałam nie patrząc kto to.
- Gdzie jesteś? Wiesz, że cie wszędzie znajdę, teraz zajmę się twoją matką. Pamiętaj dzisiaj do ciebie przyjdę, w nocy - dodał szepcząc. Wystarczyło usłyszeć dźwięk jego głosu a wiedziałam kto to był...
- Nie, tylko nie to. czy ja nigdy się od ciebie nie uwolnię?!! Zostaw moją mamę w spokoju ty sukinsynie - zaczęłam krzyczeć.  
- Hahaha - w słuchawce zabrzmiał ten szyderczy śmiech. Rozłączyłam się, miałam ochotę wywalić telefon przez okna, ale się powstrzymałam. 
W ogóle skąd on miał mój numer, nigdy mu go nie podawałam. Mimo, że byłam teraz wkurzona na mamę, ale nie przestałam jej kochać. Musiałam coś zrobić lecz nie miałam pojęcia co...
 LOVE THE WAY YOU LIE 

____________________
 Podoba się wam tło bloga czy nie? Jak się podoba rozdział?
WWPC

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Rozdział 5

DZISIAJ JUŻ  MI NIC GORSZEGO SIĘ NIE MOŻE PRZYTRAFIĆ.

  Niedziela, 30 września
  
   Trzeci dzień w tym miejscu, a mi się wydaje jakbym mieszkała tu całe życie. Godzina musiała być jeszcze wczesna, ale nie mogłam już dłużej leżeć. Torby z piątkowych zakupów stały wciąż nie wypakowane przy szafie na ubrania. Na razie nie chciało mi się ich wyciągać i układać. Przez chwilę zastanawiałam się co teraz robi mama, ale ta myśl szybko odpłynęła. Z ostatniego worka wyciągnęłam kwiaciastą,  sukienkę , sweter zapinany na guziki i sandały. Postanowiłam, że w takim stroju pójdę dziś do kościoła, bo jest niedziela. Kiedyś nastał taki moment, kiedy kompletnie przestałam wierzyć w Boga. Zostałam ateistką, ale bez niego jeszcze gorzej mi było wnieść całe to cholerne życie. Cicho weszłam do łazienki, żeby się przebrać i umyć. Zajęło mi to około 15 minut. Wzięłam zimny, odświeżający prysznic, lekko podsuszyłam włosy i wskoczyłam w nowe ciuchy. 

   W kuchni tata przygotowywał już coś do jedzenia.
 - 
- Cześć. Zauważyłem po twoim spaniu, że dużo się działo wczoraj. Przepraszam, że nic ci nie wspomniałem o Elizie.
- Nie szkodzi, fanie było z nią pospędzać trochę czasu. Polubiłam ją . Gdzie tutaj jest jakiś najbliższy kościółek i o której są msze?
- Chcesz iść do kościoła? - Zapytał ze zdziwieniem.
- Tak. To cię dziwi, przecież katoliczką jestem.
- No tak...Przez tą całą gonitwę w pracy zapomniałem o bożym świecie.
- To czas wrócić do rzeczywistości i do Kościoła się wybrać ze mną. - Uśmiechnęłam się słodko.
- Okej. Ty mi życie do góry nogami przewrócisz. Muszę zmienić godziny w robocie, to będę mógł więcej czasu spędzać z tobą córko. A teraz jedź tylko się nie obródź , bo o 9.00 jest msza w najbliższym Kościele. - Podstawił mi talerz pełen zupy mlecznej.
- Spokojnie, poradzę sobie. Nie potrzeba mi śliniaczka...
* * * 
   Wystarczyło nam dziesięć minut pieszo, żeby zdążyć na mszę świętą do kościoła. Przy okazji poznałam trochę okolicę oraz tutejszych mieszkańców. Wszystkie domy i mieszkanka były bardzo zadbane. Weszliśmy do środka kościoła, tata staną w ciemnym zaułku, pewnie nie chciał zwracać na siebie uwagi. Natomiast ja postanowiłam znaleźć dla siebie jakieś miejsce. Dziwnie się poczułam, kiedy wstając w głównych drzwiach cała sala zwróciła się w moją stronę. Tak jak gapią się na pannę młodą, którą ojciec podprowadza do ślubnego kobierca.
 ,,Na szczęście mi do tego jeszcze daleko'' -szepnęłam do siebie.
Oczywiście nie obyło się bez ciekawskich spojrzeń i uśmieszków starszych pań, ale nie miałam ochoty się tym przejmować. Stanęłam przy bocznym ołtarzu tak, żebym nie zwracała uwagi.
 Msza się rozpoczęła jakąś pieśnią, której wcześniej nie słyszałam, chociaż w czwartej klasie podstawówki chodziłam na oazę. Potem ksiądz coś tam nawijał na kazaniu, ale nie mogłam się na tym skoncentrować. Wciąż szukałam czegoś co od dawna mi było potrzebne... i znalazłam.  Parę metrów ode mnie stał konfesjonał, a w nim ksiądz. Podeszłam w tamto miejsce bez żadnych zahamowań. Czułam, że muszę przeprosić za różne rzeczy... 
* * * 
  Nadszedł czas Komunii Świętej. Stanęłam w tłumie, do ołtarza był jeszcze kawałek. Tym bardziej, że na tak liczną  miejscowość było tylko dwóch księży, więc wszystko szło w żółwim tempie. Zainteresowały mnie malowidła na suficie i ścianach, były znacznie inne niż w kościele, w Krakowie. Jednak moją uwagę przykuł jakiś chłopak stojący po lewej stronie, który ciągle na mnie zerkał uśmiechając się. To było dość dziwne, bo robił to tak jakbyśmy się znali od zawsze. 
  Nagle poczułam coś śliskiego pod stopą i zaczęłam tracić równowagę. Ciężko upadłam na zimna posadzkę. Na ziemię poleciało jeszcze parę osób. Zrobiło się małe zamieszanie, ale i tak chwilowo nikt właściwie nie wiedział co się stało. Ktoś pomógł mi wstać. Wiedziałam, że zaraz wszyscy się dowiedzą, że przeze mnie połowa ludzi w kościele wylądowała na tyłkiem na posadce. Było mi tak wstyd, że po prostu cichutko wyszłam na zewnątrz. Na szczęście tak nikogo nie było. Teraz nie interesowało mnie gdzie idę, po prostu postanowiłam się przejść. Leśna drużka, w którą weszłam prowadziła przez pola i lasek. W końcu zatrzymałam się na niewielkiej polanie, gdzie znajdowały się stare, wąskie tory kolejowe. Pośród brzóz unosiła się jeszcze mgła i gdzieniegdzie można było zobaczyć babie lato. Mimo, że zza chmur zaczęło wychodzić jesienne słońce doskwierało zimno. 
Usiadłam na torach, lepiej okrywając się sweterkiem. Zdawało mi się, że czas staną w miejscu.
Ciszę przerywało tylko stukanie dzięcioła o korę drzew. Ogarniały mnie myśli: Jak będzie w nowej szkole i czy znajdę sobie przyjaciół?  Z błogiego zamyślenia wyrwało mnie przeczucie, że ktoś za mną stoi...
            














sobota, 9 czerwca 2012

Rozdział 4

NOWA ZNAJOMA I SZALONE ZAKUPY.

  Po południu
  W domu zostałam sama. Tata musiał iść do pracy na drugą zmianę, nie wiedziałam dokładnie kiedy wróci, ale nie przeszkadzało mi to. Miałam więcej czasu dla siebie. Dał mi na pożegnanie numer do pizzerii i pieniądze, gdybym chciała coś przekąsić. Postanowiłam na początek pozwiedzać okolicę zaczynając od domostwa. 
   Wszystkie pokoiki były bardzo ładne. Niektóre pomieszczenia wyróżniały się szykownym, starodawnym stylem w tym sypialnia i biuro ojca. Łazienki mieniły się różnorodnymi odcieniami purpury i turkusu, pozostałe zaś (np: mój pokój) były wystrojone w nowoczesny sposób. Dom miał tylko jedno piętro, ale mimo to wyglądał na blok dla wielodzietnych rodzin. Mieszkanie znajdowało się w spokojnej, cichej dzielnicy na przedmieściu Warszawy. 
   Na koniec został mi ogród. Z balkoniku nie było widać nic oprócz zieleni. Pogoda była doskonała na krótki spacerek, wśród sosen i modrzewi wiodła brukowana ścieżka. Szłam powoli, zachwycając się każdym detalem tego miejsca. Zanim znalazłam fontannę, o której wspomniał dzisiaj tata usiadłam przy niewielkim stawku. Drewniane ławki wyglądały tak magicznie, miały kształt korzeni. 
Z ogromnej kieszeni ogrodniczek, które wyciągnęłam z plecaka (choć nie miałam pojęcia skąd się tam wzięły) wyjęłam pamiętnik i wieczne pióro. Pośród cichego szumu wiatru i liści oraz śpiewu wiosennych ptaków czułam się dobrze. Cały smutek odpłynął, a ogarnął mnie spokój i zadumanie.
Przeglądając notes zauważyłam, że nie ma tam dwóch lub trzech kartek, na których było zapisane...
- Mam nadzieję, że nikt kto mnie zna nie znajdzie tego i nie odkryje całej mojej tajemnicy. - Mówiłam do siebie ze zdenerwowaniem. Uspokoiłam się trochę myśląc, że leżą teraz gdzieś na dnie plecaka. 

- Dzień dobry, ty pewnie jesteś Lena. - Byłam tak zajęta, że nie zobaczyłam kobiety, która do mnie podeszła. Wstałam chaotycznie.
- Kim pani jest i jak pani tu weszła? A w ogóle skąd zna pani moje imię? - Zapytałam ostro.
- Spokojnie. Przepraszam, że się nie przedstawiłam, mam na imię Eliza. Jestem przyjaciółką twojego ojca, a jednocześnie tak jakby jego sekretarką. Dużo razy o tobie wspominał. Nie powiedział ci, że przyjdę? 
Miała miły, melodyjny głos. Była ubrana elegancko, ale wygodnie. Wyglądała ma trochę młodszą od mojego taty. 
- Nie, nic mi nie mówił. Pewnie zapomniał śpiesząc się do roboty, a właściwie w jakim celu pani tutaj przychodzi? - Wciąż byłam dla niej niegrzeczna i arogancka.
- Mów mi po imieniu, bo ,,pani'' mnie postarza. Twój tata przekazał mi, że będziesz z nim mieszkała
 i potrzebujesz nowych ubrań, i innych rzeczy. Mówił także, żeby zapisać cię do najlepszego gimnazjum w pobliżu. Poprosił mnie o pomoc, ponieważ sam ma dużo pracy, a  po za tym uważał, że lepiej ci będzie w towarzystwie kobiety.Z chęcią się za to wzięłam . Dzisiaj miałam wolne, więc przyszłam zabrać cię na zakupy, jeżeli tylko tego chcesz.
- No w sumie przyjechałam tylko z paroma ubraniami i gitarą, a pasowało by wypełnić te szafki w moim pokoju. Więc z chęcią, ale najpierw chciałabym zobaczyć fontannę.
- Mogę cię zaprowadzić, to za tamtym żywopłotem. - Zabrałam notes i poszłam razem z nią. 
   Do fontanny prowadził labirynt z krzewów. Kiedy wszystko ujrzałam nie mogłam pohamować radości, to miejsce było zwykłe, ale jednocześnie niesamowite. Ta figura małego aniołka nadawała ten niezwykły charakter. 





- Podoba się? Cały ten ogród robiłam razem z twoim tatą, ponieważ moje hobby to architektura zieleni. - Polubiłam Elizę.
- Ślicznie wam to wyszło na prawdę. - W pewnej chwili miałam ochotę wszystko jej wyjawić, jakiś wewnętrzny głos sprawiał, że jej ufałam.
- Nie sądziłam, że to tak fajnie będzie wyglądało. Teraz pojedziemy do Galerii Warszawskiej. Pewnie jesteś głodna, więc wstąpimy do jakiejś dobrej pizzerii. Oczywiście za nic nie będziesz musiała płacić. - Idąc do furtki trochę rozmawiałyśmy o tej okolicy. Dowiedziałam się, że od przyszłego tygodnia będę chodziła do nowej szkoły w Warszawie, ale na razie tym się nie przejmowałam. 
 * * * 
Dojechanie na miejsce zajęło nam jakieś dziesięć-piętnaście minut. Nigdy jeszcze nie byłam w stolicy Polski, więc bardzo mi się tam spodobało. Później było tylko przymierzanie ciuchów, szalone bieganie po schodach i sklepach. Na koniec poszłyśmy na lody i chińskie jedzonko. Zegar w mojej komórce wskazywał 20:45, musiałam wracać do domu. Eliza odwiozła mnie i dała wizytówkę.
- Gdybyś czegoś potrzebował, to możesz zawsze dzwonić.
- Okej, dziękuję za miło spędzony dzień.
- Polecam się na przyszłość, dobranoc kochana. - Pożegnałam się z nią i chwiejąc się na nogach weszłam do domu.Tata był już w domu, więc wniósł wszystkie torby z zakupów, a było ich chyba sześć. Czułam się tam zmęczona, że zasnęłam na kanapie w salonie...

__________________
 Drodzy obserwatorzy/rki.
Jeśli chodzi o dodawanie kolejnych postów to:
- będą się pojawiały najczęściej  po trzech dniach od ostatniego( chyba, że nie będę miała dość czasu na pisanie),
- możecie podać swoje numery gg lub nicki na gmail.com,  abym mogła was powiadamiać o nowych rozdziałach,
- i jeszcze jedno. Jeśli jesteś anonimowym obserwatorem i komentujesz mój blog to zostaw na koniec swoje imię lub ksywkę, abym wiedziała jak się do ciebie zwracać, gdy będę cię informowała o nowych postach.
Proszę o komentarze, polećcie tego bloga innym. Może im też się spodoba.
WWPC


piątek, 8 czerwca 2012

Rozdział 3

WITAJ W DOMU

  Wieczorem
  Z Krakowa do Warszawy był spory kawałek drogi, więc postanowiłam jeszcze raz przeanalizować cały dzisiejszy dzień. Rozmowa z tatą się nie kleił i musiałam zająć się swoimi sprawami. Wyciągnęłam pamiętnik oraz pióro wieczne i zaczęłam pisać. Zastanawiając się nad sensem istnienia tego świata napisałam pierwszy w życiu wiersz.
 ,,Z zegarkiem w dłoni,
Siedzę na polanie pełnej koni. 
A czas wciąż ucieka, Jak rwąca rzeka. 
Sekunda po sekundzie, Minuta po minucie. 
Aż kiedyś wykrzyczy z żalem, że nie ma siły iść dalej i uśnie na wieki owinięty szalem. Ludzie szukają w pośpiechu tego co im do szczęścia nie potrzeba. 
Na ich twarzach nie ma uśmiechu, Oczy puste mają jak szara gleba. 
Nie przejmują się problemami innych, bo uważają ich wszystkiemu winnych. 
A ja chcę zatrzymać czas choć na chwilę krótką 
By nacieszyć się natury nutką. 
Pomyśleć, odetchnąć w ciszy, Uwiecznić ten spokój na niebiańskiej kliszy. 
Bo  wierzę, że ten świat lepszym może być, 
Jeśli my nauczymy się takim żyć. 
A teraz znów biegnę jak inni, Śpieszę się. Uciekam...''

    Nie sądziłam, że stworzenie czegoś takiego sprawi mi tak wielką radość. Spojrzałam przez okna, zrobiło się ciemno, nie było widać gdzie jesteśmy.


- Tato długo jeszcze mamy jechać?
- Jeszcze pół godziny i jesteśmy na miejscu. Śpiąca?
- Trochę. -  Dopiero teraz skapnęłam się, że jestem okropnie zmęczona i zamykają mi się oczy.
- Wiesz, że jutro będę musiał zadzwonić i poinformować twoją matkę, że jesteś u mnie. 
- Wiem. - Odpowiedziałam i zasnęłam.
* * *
 Piątek, 28  wrzesień
   
   Znowu miałam ten koszmar, który prześladował mnie zawsze kiedy byłam molestowana przez ojczyma. Jeżeli wtedy mogłam w ogóle spać. Śniło mi się,  że siedzę  samotnie ubrana w fioletową sukienkę w dużym, białym  pokoju. Trzymając czarną jak węgiel różą w ręku.  Wszystko milczało jakby czas stanął w miejscu. Nagle wyłonił się on, zaczął się do mnie przystawiać i bić.  Próbowałam uciekać, ale nie mogłam. Czułam się jakbym była przybita gwoźdźmi do krzesła. Zaczęła krzyczeć...
     Obudziłam się z na mokrej od płaczu poduszce w jakimś pomieszczeniu. Na początku nie wiedziałam gdzie jestem, nic nie pamiętałam ze snu.  Wszystko przerwał tata, który właśnie przyniósł mi śniadanie.
- Dzień dob...co ci się stało? - Nie dokończył widząc, że wciąż płaczę.
- Nic, miałam koszmar.
- To nie był zwyczajny koszmar, jeżeli płaczesz. Opowiedz co w nim było, możesz mi zaufać.
- Nie to już nie ważne, gdzie jestem? - Nie mogłam mu tego powiedzieć nie teraz.
- W domu, a dokładniej w swoim nowym pokoju.
Dopiero teraz dokładnie przyjrzałam się temu wnętrzu.  Meble były złocisto-brązowym odbiciem dojrzałego zboża. Na oknach znajdowały się fioletowe zasłony. Wszystko połączył lekko błękitny kolor ścian powodujący harmonię i spokój w mojej rozdartej duszy. Odcień był niemal zrównany z barwą moich oczu, więc pokój od razu mi się spodobał i poprawił mi humor.
- Tato na prawdę dziękuję, że pozwoliłeś mi ze sobą mieszkać.
- Czyli i pokój się podoba, teraz coś zjedz, bo do obejrzenia masz dom cały dom i ogród. Podpowiem, że jest tam fontanna.
- Po twoim opisie wnioskuję, że musisz dużo zarabiać.
- Dużo nie dużo. Po prostu jak tutaj przyjechałem w prawdzie nie miałem nic, ale szybko znalazłem dobrą pracę, o której zawsze marzyłem. Odkładałem większe sumki i uzbierało się na dom z pięknym ogrodem.
- Aha. Która godzina, dzwoniłeś do mamy?
- Jest w pół do dziewiątej. Czekałem z tym telefonem na ciebie, ty musisz jej to oświadczyć.
- Ale ona jak zawsze zrobi mi awanturę.
- Nie martw się, poradzisz sobie. - Powiedział kojąco podając mi telefon.
   Nie miałam wyboru, musiałam wystukać numer... Chwilę mi zajęło zanim mogłam jej w ogóle coś powiedzieć, gdyż zaczęła się drzeć i mnie wyklinać, ale na reszcie miałam to już za sobą. Ojciec cały czas siedział przy biurku nie odzywając się.
- I jak?-nie musiałam się zbyt wysilać żeby odpowiedzieć na to pytanie.
- Chyba wszystko słyszałeś, bo matka dość głośno mówi.
- No tak. A miałem ci powiedzieć skąd się wziąłem w tamtej kawiarnia na przeciwko twojego gimnazjum. No więc pewnie myślisz, że nie chciałem mieć z tobą żadnego kontaktu, ale to nieprawda. Wysyłałem do ciebie listy i nie otrzymałem ani jednej odpowiedzi. Sądziłem, że ty po tym jak rozstałem się z twoją mamą nie chcesz mnie  znać.
Mimo to zawsze co dwa tygodnie przyjeżdżałem do Krakowa służbowo i jednocześnie do ciebie mając nadzieję, że cię zobaczę.
- To dlaczego nigdy do mnie nie podszedłeś, wiesz jak mi cię przez te lata brakowało. Bez ciebie nie miałam żadnego dzieciństwa. Trudno mi było odpowiadać na pytania koleżanek, dlaczego mój ojciec nie przychodził na żadne uroczystości klasowe. A później mama ponownie wzięła ślub i było jeszcze gorzej.
- Przepraszam. Bałem się, że nie będziesz chciała nawet ze mną porozmawiać. A jeśli chodzi o twoją mamę, to muszę ci jeszcze coś powiedzieć, ale lepiej usiądź.  To co ci teraz powiem może cię zszokować i jednocześnie choć trochę zmienić twoją opinię o mamie.
    Nie wiedziałam czego się dowiem, ale postanowiłam zrobił o co prosił tata. W tej chwili nie chciałam nic słuchać o ojczymie i matce, ale mogło to być coś na prawdę ważnego.
- Kiedy miałaś sześć latek razem z twoją rodzicielką postanowiliśmy mieć jeszcze jedno dziecko i udało się, mama zaszła w ciążę. Tylko, że...
- Mów dalej, nie zatrzymuj się.
- To dla mnie trochę trudne, ale dobrze. Gdy była w piątym miesiącu miała poważny wypadek samochodowy. Nie była w złym stanie, ale płód został uszkodzony i poroniła.
Sam nie mogłem się z tego pozbierać.
- Nie możliwe!! Co się później stało? -To był dla mnie szok, nagle zaczęłam myśleć jak ona mogła się wtedy czuć, przecież straciła dziecko.
- Popadła w depresję, próbowałem jej pomóc wspierałem ją, ale ona zaczęła obwiniać o to mnie a następnie samą siebie. W końcu nie mogłem już tego znieść, nie chciałem jej zostawiać w takim stanie, bo kto by się tobą opiekował, ale dla mnie to też nie było łatwe. Zostałem jeszcze jakiś czas ze względu na ciebie lecz twoja matka sama zażądała rozwodu. Jak się później okazało zdradziła mnie. Ale teraz będziesz mieszkała ze mną i niczego ci nie zabraknie.
- To smutne co się stało, jeszcze pamiętam jak była dla mnie dobra, ale potem pojawił się jej nowy facet i się skończyło. Z jednej jednak strony jej współczuję, to okropne co przeżyła. Ale ona zraniła także ciebie. - Tata uściskał mnie czule i ucałował tak jak zawsze robił, kiedy była małą dziewczynką-Nie przejmuj się, to już za nami. Teraz będzie tylko lepiej.
- Oby na prawdę tak było. 
- Koniec tych czułości, choć zobaczyć resztę domu. Na pewno ci się spodoba i witaj w domu córeczko.
Czułam, że jestem na reszcie we właściwym miejscu, w swoim świecie. Poczułam, że jest ktoś kto mnie na prawdę kocha...

_______________
Uff...ale pisania, będzie co czytać. Mam nadzieję, że się spodoba. Proszę o dużo komentarzy, bo to mi pomaga w pisaniu kolejnych rozdziałów. A jeśli chodzi o pochodzenie wiersza, to sama go napisałam. Można znaleźć moje wypociny na tym blogu 
WWPChttp://together-repair-world.blogspot.com/





sobota, 2 czerwca 2012

Rozdział 2

  NO TO W DROGĘ PIRACI DROGOWI...
   
  Później
  Musiałam zrobić tylko jeden, jedyny  ruch przycisnąć zieloną słuchawkę. Mimo to z trudem mi to przyszło, przecież przez sześć lat nie miałam z ojcem żadnego kontaktu. Nie wiedziałam jaka będzie jego reakcja na ten telefon. Chwilowy sygnał i ...
* * *
 - Ryszard Kowalewicz, słucham - męski głos odezwał się w słuchawce. Był niski i mocny. Z wrażenia nie mogłam wymówić ani słowa, Milczałam.
 - Halo.
 - Przepraszam, pomyłka - odruchowo wypowiedziałam to zdanie i się rozłączyłam, ale spróbowałam ponownie. Tym razem odezwałam się pierwsza. Odebrał po pierwszym sygnale.
 - Tato...
 - Słucham...? - chyba zdziwiło go to, bo przez chwilę nic nie mówił.
 - Tato. To ja Lena.
 - Lena... Boże córeczko to ty?!!Czemu tak długo nie dawałaś znaku życia i skąd masz mój numer?
 - Tak to ja, ale to przecież ty obiecałeś, że po mnie przyjedziesz. Numer znalazłam u matki i chcę żebyś mnie z  tą zabrał - na razie nie potrafiłam mu nic wyjaśnić.
 - Ale ja...Nie ważne. Gdzie teraz jesteś, bo ja siedzę w tej kawiarni na przeciwko poczty.
 - Co, skąd ty się tam wziąłeś?!! - to było dziwne, że znajdował się w pobliżu mojej szkoły.
 - Później ci wyjaśnię, przyjdź do mnie.
 - Dobra, już się zbieram. Do zobaczenia za chwilę - rozłączyłam się. Przez moment nie wiedziałam gdzie się znajduję, na szczęście dostrzegłam nazwę ulicy zarośniętą krzakami. Do kawiarenki na rogi nie było stąd daleko. Nie miałam na co czekać, więc ruszyłam.

* * *
   Po głowie krążyło mi wiele myśli, zastanawiałam się, jak ojciec może teraz wyglądać i, jak zareaguje na mój widok.
W piętnaście minut doszłam na wyznaczone miejsce. Kawiarnia nie była dużo, ale jej wystrój od razu zachęcał do posiedzenia tam chociaż chwilkę. W środku było parę osób, przy środkowym stoliku siedziała para pijąca kawę. Starsza pani zamawiała capccinno da dwóch koleżanek.
* * *
   Nie zwróciłam na nic większej uwagi. Moje oczy przejechały  ponownie całą salę zatrzymują się na znajomym - nieznajomym mężczyźnie po trzydziestce. Wyglądał elegancko i nawet przystojnie, czytał gazetę. Podeszłam w miejsce po oknem gdzie siedział.
 - Dzień dobry....- odezwałam się odruchowo. Podniósł oczy kolorem przypominające moje własne i już wiedziałam, że to on.
 -Tato...-Dokończyłam z wahaniem - Lenka, kochanie - Wstał energicznie robiąc hałas. Wszystkie głowy zwróciły się z naszą stronę. Chwilowo nie byłam pewna  czy stać tak dalej, czy przytulic się do niego.
Coś się otworzyło w moim serduchu rozpościerając ręce, a nogi same się ruszyły. Tata zrobił to samo i stanęliśmy na parę minut w szczerym uścisku.
 - No dziewczyno wyrosłaś i wypiękniałaś. Myślałem, że nie będziesz chciała mnie w ogóle widzieć, a tu sama dzwonisz i chcesz do mnie jechać.
 - Ty też się trochę w wyglądzie zmieniłeś, ale dalej jesteś kochającym tatusiem, który mnie na lody zabierał.
 - Opowiadaj co u ciebie i u mamy.
* * *
   Długo mówiłam o tym, że chce z nim zamieszkać, i o kłótniach z matką i ojczymem, ale nic nie wspomnęłam o tym co robił... Nie byłam na to gotowa i nie wiedziałam czy kiedykolwiek będę miała odwagę, żeby to wszystko wyjawić. Potem próbowałam dowiedzieć się skąd on tutaj się wziął, ale odpowiedź była taka ,, Opowiem ci wszystko dokładnie jak dojedziemy na miejsce, mogę tylko powiedzieć, że przyjeżdżałem tu także służbowo co dwa tygodnie. I nie wiedziałem, że twoja mama drugi raz wyszła za mąż''. Więc nie trapiłam się dłużej.
* * *
  ,, O cholera to już 16.30, nauczycielka zaraz zadzwoni do domu, że mnie znowu w budzie nie było''. Zaczęłam się powoli zbierać.
- Tato, chyba musimy już jechać, bo nie chce tutaj dłużej zostawać.
- Zaraz, zaraz. Muszę najpierw porozmawiać z twoją matką i uzgodnić, że zamieszkasz u mnie.
- Nie, proszę cię. Jedzmy już, przecież wiesz, że gdybyś teraz jej o ty powiedział nigdy by mi nie pozwoliła z tobą zamieszkać - tata zrobił tylko wielki oczy i poszedł zapłacić za kawę i moją herbatę. Potem wyszliśmy, ojciec ubzdurał sobie, że poniesie mój ciężki plecak i to zrobił. Dopiero teraz zauważyłam niebieski BMW taty. Zanim wpuścił mnie do samochodu obiecał coś.
- Muszę ci kupić nowe ciuchy i wiele innych rzeczy, bo z tym bagażem to ty niedługo pożyjesz. Na szczęście  pokój masz przygotowany tylko trzeba ewentualnie przemalować i wstawić meble. I jeszcze zapisać cię do nowego gimnazjm.
- Kocham cie tatuśku, ale z tą szkołą to nie musisz się śpieszyć-odpowiedziałam wsiadając do środka auta. 
- No to w drogę piraci drogowi...zabrzmiała piosenka z radia...
____________________
 I co myślicie o tym rozdziale? Nakarmcie moje rybki, bo są hangry;]
WWPCristal


piątek, 1 czerwca 2012

Rozdział 1

W KOŃCU COŚ SIĘ ZMIENI.
   
 CZwartek, 27 wrzesień
  
                                                Drogi Pamiętniczku
Jestem zwyczajną czternastoletnią dziewczyną, uczęszczam do przeciętnego gimnazjum, więc dlaczego mój świat nie może wyglądać jak życie innych nastolatek. Nic mnie już nie cieszy, wszystko się popsuło przez niego…
* * * 
 Moi rodzice rozstali się, kiedy miałam osiem lat. Matka opowiadała mi te głupie bajeczki, że tatuś pojechał w delegację na parę miesięcy. Byłam wtedy wystarczająco bystra, że wiedziałam, o co chodzi. Ojciec zanim odjechał powtarzał, że bardzo mnie kocha, i gdy będę duża to mnie zabierze do siebie. Jednak nie dostałam od niego żadnego listu ani jakiejkolwiek wiadomości. Mimo to musiałam go odnaleźć, bo to nie miałam domu. Wiele godzin zastanawiałam się, jak zdobyć jego numer komórkowy lub adres zamieszkania. Teraz byłam gotowa na ucieczkę, choćbym miała mieszkać pod mostem.
 ,,Matka na pewno musi gdzieś kontakt do niego, gdyby chciała alimenty na mnie’’ i to była dobra myśl. 
Po długim grzebaniu w jej papierkach (czyli górze śmieci i zużytych chusteczek) znalazłam upragniony numer taty. Nie miałam nic do stracenia i tak bym uciekła stąd. Na szczęście nikt mnie nie widział w pokoju matki. Jeszcze przed zaśnięciem długo wpatrywałam się w tą zalaną kawą i przypaloną papierosem karteczkę.


Dzisiaj wyjątkowo do mnie nie przyszedł, w mieszkaniu była kompletna cisza. Postanowiłam zadzwonić rano przed wyjściem do szkoły. Wierciłam się na łóżku rozmyślając, aż zasnęłam zmęczona dzisiejszym dniem.
* * *
  Delikatne promienie jesiennego słońca przebijały się przez fioletowe zasłony pokoju. Obudził mnie  nieznośny hałas budzika. Od zawsze jestem strasznym śpiochem i nienawidzę poranków. Ale jak mus to mus. Ociężale wstałam się z... podłogi.
,,Jakim ja cudem obudziłam się na podłodze, czyżbym aż tak się wierciła?'' pomyślałam przecierając zaspane oczy. W sumie to u mnie możliwe, pewnie zanim zasnęłam obróciłam się jeszcze ze sto razy, aż w końcu spadłam z łóżka. Wskoczyłam w czarne spodenki, bawełniany sweterek oraz czarną kurtkę z  kapturem, żeby trudniej mnie było rozpoznać. Ubierałam się szybko, ale jak zawsze musiałam w ciuszkach czuć si dobrze, więc wybierałem te ulubione. Musiałam być gotowa na każdą możliwą sytuację, więc zamiast książek włożyłam dwie ulubione pary dżinsów, 
T-shirty i dres. Następnie wepchnęłam do bocznych kieszeni(dobrze, że były głębokie)mnóstwo staników, stringów oraz kosmetyki matujące siniaki. Na koniec upchnęłam mój kochany pamiętnik bez, którego się nie ruszam i parę złotych na bilet autobusowy. Miałam nadzieję, że nikogo nie ma w domu. Mimo wszystko starałam się być cicho. Przemknęłam przez korytarzyk do kuchni. Zrobiłam dużą kanapkę z serkiem i pomidorem, bo jem tylko zdrową żywność. Nagle zza drzwi wyłoniła się matka w podkoszulku i dresach.
 - Gdzie idziesz?
 - A jak myślisz? - Odpowiedziałam udając obojętną, ale tak na prawdę cała się trzęsłam ze strach przed jej reakcją.
 - Jak ty się do mnie odzywasz smarkulo, nie tak cię wychowałam. Pytam się ostatni raz gdzie idziesz?
 - Ty mnie wcale nie wychowujesz, tylko picie ci w głowie. Idę do szkoły... - Nie dokończyłam, bo ktoś mi przerwał.
 - Mogę cię podwieźć. - Ten świr za mną stanął. Wyczułam, że uśmiecha się szyderczo mimo, że nie widziałam jego twarzy.
 - O nie. Z tym dupkiem nie będę nigdzie jechała, a już na pewno mieszkała. Jadę do taty-powiedziałam stanowczo nie zważając na nic.
 - Co?!!To jest twój ojciec. - Chodziło jej o faceta, który mnie gwałcił i to się nazywa ojciec?
 - On nie jest moim biologicznym ojcem, jadę do swojego prawdziwego taty.
 - Tak, to proszę bardzo. Nawet nie wiesz, gdzie mieszka. Przez czternaście miałam z tobą tylko problemy. Jak wyjdziesz z tego domu, to nie musisz już wracać.
 - A, żebyś się nie zdziwiła. Nienawidzę was, ciebie i tego zboczeńca.
    To był koniec, zabrałam plecak oraz gitarę leżącą przy szafce i wybiegłam trzaskając drzwiami. Biegłam długo, aż znalazłam się w jakimś parku, usiadłam na starej ławce. Nie umiałam już zatrzymać łez płynących po policzkach. Jak moja matka nie potrafiła zauważyć, co ten jej fagas ze mną robi?.Świat jakby znowu poszarzał. Powiewał chłodny wiaterek, mimo że słońce świeciło codziennie, robiło się coraz chłodniej. Przestałam użalać się nad sobą i swoim spapranym losem. To dopiero pierwszy miesiąc szkoły, ale teraz może w końcu coś się zmieni. Wyciągnęłam komórkę...



>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
  Był  zimowy dzień, gdy wracałam po skończonych o 14.30 lekcjach w gimnazjum. Płatki mokrego śniegu niemiłosiernie prószyły mi w oczy. Dwie trzecie drogi ze szkoły do domu jechała autobusem, zaś pozostały kilometr szłam brnąc w śniegu na nieodśnieżonych uliczkach Warszawy. Czułam przeraźliwe zimno na całym ciele. Na szczęście blok w którym mieszkam był w odległości zaledwie kilkudziesięciu metrów.


                                                                              * * *
- Już jestem - krzyknęłam stojąc w przedpokoju. Miałam swój klucz, więc nie było żadnego problemu w przypadku nieobecności żadnego domownika. 
Zciągnełam mokre od śniegu buty i kurtkę. Szkolna torba wylądowała pod ścianą. 
- Już jestem - powtórzyłam, jednak nie doczekałam się żadnego odzewu. 
W mieszkaniu panowała nienaturalna cisza. Nikogo oprócz mnie nie było, co oznaczało, że będę miałam chwile spokoju. Żołądek skręcał mi się z głodu. Weszłam do niewielkiej kuchni i nastawiłam czajnik. Zawartość lodówki odstraszała marnością, ale była wystarczająca na jakikolwiek posiłek. Z kubkiem gorącej herbaty usiadłam przy kuchennym blacie. W radiu leciał spokojna, melancholijna piosenka.  Gorąca herbata parzyła w  dłonie. Powoli ciepło rozchodziło się po całym zmarzniętym ciele. Silne zmęczenie zawładnęło mną po długim marszu. Próbowałam się zrelaksować.
  Odkąd trzy lata temu zamieszkał z nami Karol - nowy facet mamy, ona bardzo się zmieniła.  Spełniała każdą jego zachciankę, ubóstwiał go na każdym kroku. ''MIŁOŚCIĄ'' kompletnie ją zaślepiła, wszytko zostawiała na mojej głowie. Gotowanie, sprzątanie, pranie itd.  Na domiar złego zaczęła piła.Nie było dnia, w którym obyłoby się bez awantury a nawet rękoczynów. Ciągle mnie o coś obwiniała a Karol... on jeszcze bardziej ją podburzał przeciwko mnie.  Był znienawidzony przeze mnie. Nigdy nie pałaliśmy do siebie sympatią.  Mieszkałam w dzielnicy pełnej przemocy i agresji, gdzie nieraz gościli ,,mundurowi''. Uliczne ganki, dilerzy były normalnym widokiem. Każdy miał na kogoś haka, ale...
* * *
 

_______________________
 Jak myślicie co wyniknie z tej rozmowy? Czy Lena zamieszka ze swoim ojcem?
 Wasza Wszystko Pisząca Cristal